Skip to content
Menu
0
Twój koszyk jest pusty

Wakacyjny plan działania – podsumowanie

Rozliczam się dzisiaj z moich wakacyjnych planów i celów. Trochę przed Wami, ale najbardziej przed samą sobą. Zbierając myśli do tego wpisu tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem mistrzem prokrastynacji. Tak, to ja. Wszystko odkładałam na ostatnią chwilę i dlatego wielu rzeczy z listy nie spełniłam. Jednak nie czuję się z tym nieswojo – cieszę się punktami, które mogłam wykreślić. Na resztę przyjdzie czas w przyszłym roku, a niektóre plany mogę spokojnie przedłużyć na jesienny czas.

Osiągnęłam wiele celów tego lata.

Dzięki temu, ze w pewien lipcowy wieczór spisałam swoją wakacyjną listę „to do”, zatańczyłam w deszczu! Ponownie poczułam to rewelacyjne uczucie. To był całkowity spontan. Kiedy w domu było pełno gości, a na dworze zaczęło padać, poczułam przemożną ochotę wykorzystać ten moment. I tak też zrobiłam. Zwerbowałam po cichaczu jedną kuzynkę do zrobienia kilku zdjęć, drugą kuzynkę do nakręcenia amatorskiego filmiku i voila! Tańczyłam w potwornej ulewie z piorunami, pozwoliłam na to, żeby wszystko ze mnie spłynęło i to było jedno z najlepszych uczuć w tym lecie. A mina gości, kiedy weszłam do domu zostawiając za sobą kałuże wody, była bezcenna!

Wyjechaliśmy też w góry, chociaż słowo „góry” to duża przesada, kiedy mówi się o Karpaczu. Jednak nie to jest ważne. Po prostu pozwoliłam sobie oddychać pełną piersią, błądzić różnymi szlakami, wypluć płuca wchodząc na Śnieżkę i cieszyć się beztroską. I to były dni, w których zresetowałam się do zera. Rewelacja.

pocztówka z Karpacza

Obejrzałam w końcu zachód słońca z dachu własnego domu – kilkukrotnie. Tylko jeden raz miałam ze sobą aparat, później nie chciałam sobie już niczym przeszkadzać. Nie muszę chyba pisać, jak magiczne było to przeżycie. I pomyśleć, że nigdy wcześniej tego nie zrobiłam! Niemądra ja!

lipiec moimi oczami

Organizacja ogniska była dla mnie niezłą frajdą – zresztą zawsze tak jest. Przyjaciele dopisali, humory dopisały, a wszystko było okraszone blaskiem palącego się drewna.

lipiec moimi oczami

Uporządkowałam WSZYSTKIE dokumenty. Alleluja!

Pozbyłam się WSZYSTKICH niepotrzebnych ubrań. Alleluja x milion!

Uporządkowałam swój komputer – kupiłam w końcu dysk zewnętrzny. Pamięć w laptopie mogła odetchnąć i z czerwonego, ostrzegawczego koloru zmieniła się w spokojny, niebieski. Pulpit zabłysnął pustkami. Niepotrzebne programy zostały odinstalowane, a całość przeszła defragmentację.

Nie wszystko udało się zrealizować, jednak kilka rzeczy jest „w trakcie” i jestem pewna, że w przeciągu kolejnych dwóch, trzech tygodni doprowadzę je do końca.

Mam tu na myśli na przykład tatuaż. Z nim będę musiała poczekać jeszcze jakiś miesiąc. Nie mogę się zdecydować na ostateczne miejsce, w którym chciałabym go mieć. Chciałabym również, żeby mąż był ze mną podczas tego „zabiegu”, a teraz jest to niemożliwe. Czekam więc na niego i na sen, w którym w końcu zobaczę miejsce tatuażu. Spotkanie w studiu mam już wstępnie zarezerwowane!

Z sesjami zdjęciowymi było tak, że ich prawie nie było. To znaczy robiłam masę zdjęć, a aparat był przedłużeniem mojej ręki – jednak skupiałam się na codzienności. Popełniłam jedną sesję przy zachodzie słońca – oj muszę się jeszcze wiele nauczyć. Kolejne – świece dymne i sztuczne ognie przedłużam na jesień, a wschód słońca zostawiam chyba na następne lato. Chociaż przyszła mi myśl do głowy związana z zimą i pięknym światłem i poranku… pożyjemy, zobaczymy.

Ulubione zdjęcia w albumie. Jestem na najlepszej drodze do realizacji tego zadania. Sortuję teraz tysiące moich zdjęć (jak można tyle napstrykać??) i jednocześnie wybieram te, które chcę mieć w wersji papierowej. Wstrzymam się jednak jeszcze kilka tygodni, ponieważ jestem w trakcie wyzwania fotograficznego u Rudej i już wiem, że powstaną dzięki temu kadry, które na pewno wydrukuję.

Przygotowanie karteczek z miłym napisem i włożenie ich za wycieraczkę – przedłużam na jesień.

Filmy oglądałam, jednak nie była to czynność regularna, a ilości nie były dla mnie zadowalające. Pomimo tego, jest naprawdę nieźle. Częściej przeglądam i wybieram odpowiednie produkcje – jedne są trafione, inne trochę mniej. Ze względu na zmniejszający się nawał letnich prac na dworze i dłuższe wieczory w domu jestem pewna, że w tym jesienno – zimowym sezonie wyrobimy sobie nawyk regularnego tworzenia domowego kina.

Z książkami jestem na plusie! Nadrabiam lektury, które już jakiś czas chodziły mi pogłowie, czytam nowości – jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Oczywiście przedłużam sobie tę przyjemność na jesień, na zimę i na kolejne lata.

Z językiem angielskim poległam, a taki był ambitny plan. Oczywiście przyswoiłam nowe słowa i zwroty, czytałam artykuły…. i to wszystko. Diabli wzięli filmy i książki po angielsku. Muszę dojść do sedna sprawy, inaczej się z tym nie uporam. To piląca kwestia, więc natychmiastowo przedłużam ją na jesienny czas.

No i są też duże plany, które pozostały w sferze… planowania. 

Spotkanie ogrodowe, biwak, kąpiel nocą na świeżym powietrzu. Z tego względu, że są to typowo wakacyjne pomysły, nie mogę zrealizować ich w nadchodzących miesiącach. Jednak jestem myśli, że co się odwlecze, to nie uciecze i już cieszę się na kolejne lato!

∗∗∗

A jak Wam poszło z realizacją Waszych wakacyjnych planów? Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń!

Udostępnij:

Komentarze

5 komentarzy

  1. Róża Kusyk
    24 września 2015 @ 20:58

    O i ja muszę podsumować tak całkowicie..

    Reply

  2. Ania Legenza
    24 września 2015 @ 15:16

    Moja wakacyjna lista to-do też się rozciągnęła na jesień, ale to w sumie lepiej – wakacyjne plany realizować też jesienią :) Zresztą na wszystko przychodzi odpowiednia pora, więc będzie jeszcze okazja by te niezrealizowane plany nadrobić.

    Reply

    • Jola Piasta
      25 września 2015 @ 02:52

      Dokładnie tak!
      Z moimi niektórymi wakacyjnymi planami jest też tak, że wyjdzie mi na dobre, jeżeli je przedłużę lub wprowadzę na stałe, na przykład oglądanie filmów, czy regularne przyswajanie języka, bo książki to żaden problem, to mój nałóg :)

      Reply

  3. Life by Ewelina
    24 września 2015 @ 10:39

    Ja zrealizowałam prawie całą wakacyjną listę prócz wybrania się na targ śniadaniowy. Weekendy były tak aktywne że zabrało mi czasu. Bardzo żałuję, ale w przyszłym roku to nadrobię. Byłam w Karpaczu niedaleko tego miejsca gdzie Ty. Bardzo mi się tam podobało, chociaż teraz z chęcią wybrałabym się do Zakopanego :))
    Pozdrawiam

    Reply

    • Jola Piasta
      25 września 2015 @ 02:50

      Pojechałabym znowu do Zakopanego <3

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *