Skip to content
Menu
0
Twój koszyk jest pusty

Dlaczego wróciłam do blogowania?

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Są takie momenty w życiu, że poddajesz w wątpliwość obraną przez siebie wcześniej drogę. Dochodzisz do wniosku, że może jednak coś się w Tobie zmieniło. Może już nie jesteś tak bardzo pewny swoich decyzji, może zmieniły się okoliczności lub oczekiwania. Może zdarzyło się w Twoim życiu coś, co wpłynęło na Twoje spojrzenie na świat.

W takim momencie życia masz dwa wyjścia z sytuacji.

Możesz zagłuszyć swoje pragnienia, uciszyć głos w sercu mówiący o tym, że powinieneś obrać nowy kierunek i ruszyć z nową energią do przodu. Możesz zignorować te wszystkie znaki i nie zmieniać nic. Możesz żyć całkiem spokojnie, całkiem bezpiecznie, z całkiem prawdziwym uśmiechem na twarzy. I tylko czasem, w nocy, kiedy cały świat będzie spał, Ty uronisz kilka łez i zapytasz samego siebie – a co by było, gdyby…

Możesz też z oczami przepełnionymi strachu i lękiem w sercu zmienić kurs i wskoczyć w nieznane. Zaryzykować. Postawić wszystko na jedną kartę. Pomyśl jak może wyglądać Twoje życie, jeżeli się uda. Jeżeli wybór okaże się trafny, a Ty dosyć cierpliwy i pracowity. I nie, to nie będą jednorożce na obłokach jedzące cukrową watę. Nie będziesz permanentnie szczęśliwy, a życie nie będzie codziennie idealnie się układało. Jednak jest taka możliwość, że będziesz spełniony i będziesz żył w zgodzie ze sobą, a to już naprawdę wielki krok.

Nie mówię Ci, jakie rozwiązanie masz wybrać. Nie ma dobrego lub złego podejścia. Kiedy pozostaniesz w bezpiecznej sytuacji jak i podjęcie ryzyka niosą za sobą plusy i minusy. Bardzo często zmiana wiąże się z cierpieniem i bólem, które trzeba przetrwać, żeby finalnie odżyć i poczuć, że było warto. Coś stracisz, coś zyskasz. Pytanie tylko, co dokładnie jest Twoim priorytetem, a z czym jesteś gotowy się pożegnać.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”Boję się” color=”black”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column width=”1/2″][vc_single_image image=”5465″ img_size=”large” alignment=”center” onclick=”img_link_large”][/vc_column][vc_column width=”1/2″][vc_single_image image=”5463″ img_size=”large” alignment=”center” onclick=”img_link_large”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]

Muszę Wam się przyznać, że ja tylko bywam odważna. Biorąc pod uwagę kilka lat wstecz, śmiało mogę powiedzieć, że w ważnych sytuacjach, które aż prosiły się o zmianę, ja ulegałam i prawie zawsze pozostawałam tam, gdzie byłam, z tym, co miałam.

Strach przed nieznanym mnie obezwładniał. A co, jeżeli się nie uda? A co, jeżeli po zmianie będzie jeszcze gorzej? Bałam się bólu, który towarzyszyłby moim decyzjom. Obawiałam się o opinię innych i o samą siebie.

Teraz widzę, że pozostanie w złudnie bezpiecznym miejscu było błędem. Niepodejmowanie ryzyka, chowanie się za pozornym poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa w wielu przypadkach okazało się dla mnie zgubne. Uważam, że mogłam wiele razy przełknąć ślinę, zacisnąć pięści i pójść pod prąd.

Musiało minąć dobre 27 lat mojego istnienia, musiałam przeżyć kilka podbramkowych sytuacji w najważniejszych sferach życia, żeby w końcu do mnie dotarło, że sposób, w jaki podejmuję decyzje nie zawsze jest dla mnie odpowiedni. A efekty nie są zgodne z moimi oczekiwaniami.

Nie będę wchodzić na delikatne tematy z mojego życia osobistego, bo nie są to rzeczy, o których chcę tu pisać.

To wszystko, co napisałam powyżej można ustosunkować do poważnych problemów, jak i do codziennych wyborów.

Tak było właśnie z moim blogiem.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”Co działo się przez rok mojej nieobecności tutaj?” color=”black”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]

Na blogu nic. W mojej głowie wszystko.

Przestałam tworzyć treści z powodów osobistych, ale kontynuowałam później ten stan z całkiem innym nastawieniem.

Otóż dwa lata temu zmiana szaty graficznej pociągnęła za sobą zawężenie tematyki bloga. Chciałam zajmować się gotowaniem i fotografią kulinarną. Postawiłam na wiodący temat i był czas, że bardzo mocno się tego trzymałam. Rzadko publikowałam zdjęcia, które nie były związane z jedzeniem. Coraz częściej jednak łapałam się na tym, że kadry mimowolnie wychodzą mi bardziej lifestylowe. Na Instagramie przyszło mi to jakoś naturalniej – więcej ogrodu, szerszy kadr, pikniki, relaks na tarasie. Jednak bałam się podjęcia ostatecznej decyzji w związku z blogiem, co prowadziło do stagnacji.

W kwietniu tego roku postanowiłam, że chcę jeszcze raz spróbować. Zablokowałam możliwość wchodzenia na stronę, wybrałam nową nazwę, wykupiłam szablon, zainstalowałam go. I kiedy nadeszła pora na pracę, ja się zablokowałam. Na kilkanaście tygodni. Niby coś dłubałam, nicy coś planowałam, ale to nie były konkretne działania. Kiedy nadeszła kolejna fala ekscytacji, nawiązałam współpracę z Kasią, która pomagała mi od strony technicznej. Wszystko szło całkiem sprawnie. I właśnie wtedy, kiedy światełko w tunelu zaczęło wyglądać całkiem przyzwoicie, ja znowu się zamknęłam.

Czy to oznacza, że jestem niestabilna emocjonalnie? Bynajmniej.

Ja się po ludzku bałam. Strach przed zmianą znowu zaczął rzucać cień na moje działania. Zaczęłam się zastanawiać nad słusznością mojej decyzji. Czy warto? Czy na pewno tego chcę? A jeżeli skończy się „tak jak zawsze”? Czy jeszcze potrafię to robić? Czy nowa nazwa, nowa tematyka, nowa filozofia bloga na pewno jest dobrym rozwiązaniem?

Musiałam przeprowadzić ze sobą kilka poważnych rozmów, ale paradoksalnie nie o mojej nowej stronie. Blog był tylko przykrywką do stanu, jaki czułam. Nie potrafiłam podjąć ryzyka. Jakbym szła do przodu, ale jednocześnie ktoś trzymał za rękę i za żadne skarby nie chciał puścić. Nie można żyć w takim rozerwaniu. Odczuwałam mocny ciężar na sercu, co skutkowało bezsennością, nerwową postawą i brakiem jakiegokolwiek działania.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]

Musiałam zostać po jednej stronie albo rzucić się na głęboką wodę i starać się nie utonąć. Finalnie wybrałam drugie rozwiązanie. Nie mam pojęcia, gdzie mnie to zaprowadzi. Nie wiem, czy wszystko się powiedzie, czy ten pomysł się utrzyma na powierzchni a ja razem z nim. Nie wiem, czy dopłynę. Nawet jeśli to zrobię, to nie wiem, co mnie czeka po drugiej stronie. Może się okazać, że będę wracać z podkulonym ogonem. Liczę jednak na to, że okaże się to najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Zamiast tworzyć sobie w głowie scenariusze niepowodzenia, staram się odczuwać ekscytację i cieszyć się z podjętych decyzji.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”” i_icon_fontawesome=”fa fa-star-o” i_color=”black” color=”black” add_icon=”true”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]Strach przed nieznanym jest normalny. Nic w tym złego, że obawiamy się swojej przyszłości, w końcu to wielka niewiadoma. Zawsze przecież można zostać w swojej sferze komfortu, uciszyć własne pragnienia i żyć całkiem dobrze. Ale czy marzysz o życiu, które jest „całkiem dobre”?

Nie myśl o tym, co się stanie, jeżeli się nie uda. Pomyśl, jak będzie wyglądało Twoje życie, jeżeli o nie zawalczysz.

∗∗∗

A Wy potraficie dostosować swoje działania pod nowe marzenia? Jak przezwyciężacie w sobie strach, który atakuje niemal od razu, kiedy tylko chcemy coś zmienić w swoim życiu?

∗∗∗

Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję![/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Udostępnij:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *