
Dzisiaj kumulacja zdjęć na blogu z dwóch ostatnich miesięcy. Maj niestety nie doczekał się podsumowania, ale daję mu szansę i doczepiam go do czerwca. Zatem zapraszam na niezliczoną ilość kadrów – MAJ I CZERWIEC MOIMI OCZAMI.
To był najtrudniejszy czas mojej blogowej działalności. Bo właśnie tych działań prawie w ogóle nie zanotowano. Byłam o krok od rzucenia tego wszystkiego w cholerę. Byłam realnie o krok od zamknięcia bloga. No bo po co mi to? Czy ktoś to czyta? Czy ktoś to ogląda? Czy ktoś w ogóle jest tym zainteresowany?Blogowanie wymaga mnóstwa czasu, poświęcenia, cierpliwości, regularności i wielu innych. Tych wszystkich elementów w pewnym momencie mi zabrakło. Jakby ktoś odciął mi przepływ życia w żyłach. Prawie przez cały ten czas moje pozablogowe życie również kulało i jęczało. Dni się po prostu toczyły, a ja za nimi. Nie obchodziło mnie nic, poza przetrwaniem kolejnych chwil. Za nowy wpis zabierałam się prawie codziennie i prawie codziennie lądowałam z płaczem na łóżku albo w ramionach męża wyjąc, że wszystko jest bez sensu, a ludzie są źli. Nie zapominałam dodawać, że jestem kompletnie beznadziejna. Standard. To taka „pewna trójca” złych dni. Czułam się z tym strasznie. Czułam, jak cała sytuacja mi ciąży. Ja, która lubię mieć wszystko pod kontrolą, która ma ciągotki do bycia perfekcjonistką i pedantką, która uwielbia planować, która trzyma rękę na pulsie. Właśnie ta „JA” rozsypała się z dnia na dzień. Niezałatwione sprawy zaczęły się piętrzyć. Myśli w głowie zaczęły uprawiać zwariowany sprint. Książki zaczęły się kurzyć. Ulubione blogi zaczęły pokrywać się mgłą. Ja zaczęłam świrować.
To nie mogło trwać dłużej. To nie była sytuacja, w której sobie odpuściłam, bo tego potrzebowałam. To działo się poza mną. Nie miałam na to wpływu. I właśnie dlatego zaczęłam się niepokoić i w końcu zebrałam swoje szanowne pośladki i stanęłam oko w oko z tym cholerstwem. Nie wiem co to było – przepracowanie, gorsze dni, spadek motywacji i energii, jakieś przesilenie. Najważniejsze jest to, że teraz mogę napisać słowo „było”. I tego się trzymam.
Tego tekstu miało nie być. Po co komu czytać o żalach innych ludzi. Chcę, żeby mój blog był pozytywny, ciepły i inspirujący. Ale z drugiej strony, od życia nie ucieknę. A życie, jak widać, pisze własne scenariusze. A ja piszę bloga. Tego tekstu miało nie być, ale jest. Bardziej dla mnie, niż dla Was. I robię to dla siebie. Oczyszczam się, żeby raz na zawsze zakończyć etap przebytego, szeroko pojętego, kryzysu. Nie chcę już pisać, że mnie nie ma albo, że nagle wracam. Chcę być.
Dlatego dzisiaj przedstawiam Wam mój maj i czerwiec w zdjęciach. A uzbierało się ich ponad 30!
Bez królował u mnie w domu od pierwszej, do ostatniej gałązki. Na szczęście mamy własne drzewko bzu, więc mieliśmy go pod dostatkiem.
Od kiedy weszłam w posiadanie tej kawiarki, moje życie stało się bardziej aromatyczne. Naprawdę jestem nią zachwycona, mogłabym ją wciskać do każdej fotografii (zresztą tak właśnie robię).
Pierwsze czereśnie, które dostałam od sąsiada. Były przepyszne!
Jak tylko truskawki się zaczerwieniły, zaczęłam z nich korzystać. Zazwyczaj wyglądało to tak, że zjadałam wszystkie prosto z krzaka – takie smakują najlepiej. Jednak to, co udało mi się donieść do domu, pożytkowałam nieustannie. I muszę przyznać, że owsiankę, czy płatki ryżowe najlepiej smakują mi właśnie z truskawkami. To wszystko posypane świeżymi listkami mięty i skropione miodem dawało efekt „WOW”! W wypadku powyższej owsianki, dodałam jeszcze karmelizowany rabarbar z truskawkami, wanilią, cytryną i rozmarynem, a całość posypałam prażonym słonecznikiem.
Te pankejki przygotowywałam bez żadnej dbałości o dokładne ilości składników (chyba nawet o jednym zapomniałam), nawet dobrze nie zerkając do miski. I co? I wyszły najlepsze na świecie! A jak trzeba coś na bloga przygotować, to tak sielsko już nie jest.
Cudowny dzień spędzony nad wodą. I niedziela od razu stała się bardziej znośna.
Kolejna porcja jedzenia i picia.
Moje królestwo.
W każdej wolnej chwili starałam się wytargać coś do siedzenia na trawę (często trawa wystarczała) i napawałam się chwilą.
Jeszcze odrobinę jedzenia…
…i natury, którą zachwycam się codziennie na nowo.
O! Jedzenie :D
A na koniec mój rozgardiasz podczas przygotowywania zdjęć na bloga, czyli małe making of.
I mój mały pomocnik, który zawsze stoi na posterunku.
Jeszcze o jednej rzeczy chcę wspomnieć, ponieważ jestem z siebie dumna. Mianowicie książki! Czerwiec był bardzo owocny w tej kwestii. A przeczytałam:
- Zaginiona dziewczyna, Gillian Flynn (tę pozycję zaczęłam jeszcze w maju)
- Wyspa motyli, Corina Bomann
- Zanim umrę, Jenny Downham
- Charles Street 44, Danielle Steel
- BLOG: PISZ, KREUJ, ZARABIAJ, Tomek Tomczyk
I to tyle. Internety zostawiam dzisiaj w spokoju.
Do następnego!
Paulina
Ile pysznego jedzenia!! <3 Skąd ta kawiarka?
Jola Piasta
Smakowitości Ci u mnie dostatek ;-) A kawiarka kupiona w lidlu jakiś czas temu.
Jola Piasta
Bardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa.
Jeżeli chodzi o mój powrót do formy, to niestety muszę Cię zmartwić – nie mam na to cudownej recepty. U mnie zaczęło się to z całkiem innej strony, bo zawodowej, a później to pociągnęło już za sobą marazm w każdej sferze życia. Blogowy kryzys był tak naprawdę efektem całkiem innych problemów. Wiadomo, jak się wali, to się wali wszystko. Dałam sobie przede wszystkim czas na załamkę, na przeżycie po swojemu gorszych dni. Ale mnie taki stan bardzo męczy, chodziłam i jęczałam na swój los, aż w końcu wydawało mi się to całkiem żałosne. Przypomniałam sobie, o co w życiu walczę. Przypomniałam sobie, że mam własne plany, marzenia do spełnienia. I jeżeli dalej będę trwać w tym zastoju, to niczego nie polepszę, a tylko oddalę się od osiągnięcia swoich celów. Podeszłam do tego racjonalnie – czy warto tak naprawdę udawać życie, kiedy prawdziwe czeka tuż za rogiem? Nie potrafię Ci dokładnie opisać przez co przeszłam, co czułam itd. U mnie to były o wiele głębsze przemyślenia i emocje, aniżeli samo zawieszenie w kwestii bloga. Ale o tym tylko piszę, bo nie wszystko nadaje się do publikacji tutaj. Jedno wiem, musisz znaleźć własną ścieżkę, własny sposób. Musisz przede wszystkim pokochać swoje życie takim, jakie jest. Zaakceptować siebie, swoje otoczenie. W szczególności wszystkie niedogodności i wady. Wtedy czując spokój, możesz osiągnąć wszystko. Możesz zmieniać to, co Ci nie będzie pasować. Możesz podjąć się spełniania swoich celów.
Nawiązując jeszcze do wakacyjnej listy. Może właśnie od niej zacznij. Pokaż dzięki temu sama sobie, że potrafisz się zmotywować. A to nie powinno być trudne, bo takie listy zawierają zazwyczaj same przyjemności. Trzymam za Ciebie kciuki i czekam na odzew! Długopis w rękę, chwila ciszy tylko dla siebie i proszę mi się chwalić wakacyjną listą planów do zrealizowania. Ja zaczęłam już realizację swojej i muszę przyznać, że frajda i satysfakcja jest ogromna. Niech to będzie taki mentalny początek dla Ciebie!
Róża Kusyk
Lista właśnie się piszę:)
Jola Piasta
Trzymam kciuki!
Róża Kusyk
Napisałam! :)
http://redrose891.blogspot.de/2015/07/plany-na-wakacje.html
Jola Piasta
Byłam, widziałam, wypowiedziałam się – jestem z Ciebie dumna!
Ania Legenza
Nie zamykaj bloga! Kryzys zdarzają się każdemu, a myślę, że nie tylko mi bardzo brakowałoby tego miejsca :)
Jola Piasta
To bardzo miłe Aniu, co piszesz! Nie zamknę go przede wszystkim ze względu na siebie ;-) A kryzysy jak to kryzysy, przychodzą i odchodzą. Dzięki za wsparcie!
Sylwia Pawlak
Fajnie, że poradziłaś sobie z potworami w głowie i wróciłaś. A Twoje zdjęcia absolutnie uwielbiam, inspirują mnie do szukania nowych rozwiązań
Jola Piasta
Zawsze chciałam kogoś inspirować. WOW! To przepiękne uczucie :-) Dziękuję!
kelnerka bloguje
Zazdroszczę białego bzu! posiadam jedynie fioletowy, ale nie ukrywam, kocham jego zapach! :) Tak samo jak ty uwielbiam moją kawiarkę, nie ma nic lepszego jak pyszna, esencjonalna kawa z samego poranka! :)
Jola Piasta
Ten aromat ma w sobie to coś, prawda? Nieporównywalny do niczego innego.
wyspa-kultury.blogspot.com
Też miewam w swoim blogowaniu wielu kryzysów, coś w tylu „nikt tego nie czyta”, „bez sensu”, „nie wiem nawet o czym pisać”. Jednak jakoś szkoda tak po prostu to porzucić i zapomnieć.
Zdjęcia oczywiście piękne! Pankejki wyglądają tak apetycznie, że najchętniej by się je zjadło od razu :)
Jola Piasta
Dzięki!
Byłabym najzwyczajniej głupia, gdybym zdecydowała się pod wpływem impulsu wszystko zakończyć. Złe dni są Nam pisane, jak każde inne :-)
Viola Kontny
Jak ja uwielbiam oglądać Twoje zdjęcia na których jest jedzenie! Przepiękne! Zawsze robię się głodna :) Poza tym, chyba wiem o jakim przesileniu mówisz. Piszę bloga już 13 lat i nie jedno załamanie przeszłam ale wracam zawsze. Czego i Tobie życzę. Pozdrawiam.
Jola Piasta
Powroty są fajne! Zdjęcia jedzenia właśnie takie reakcje powinny wywoływać, więc bardzo się cieszę! ;-)
Kasia z Wyspy Inspiracji
Nie zamykaj! Ja czytam :D Każdemu zdarzy się kryzys. Mimo wszystko ze zdjęć widzę, że oba miesiące miały też dużo pozytywnych stron!
Jola Piasta
Starałam się ogarniać. Jak widać, w miarę mi się udało :-)
use imagination
Bądź, ale nawet jeśli Cię przez chwilę nie ma-czytelnicy pamiętają. Tak wyjątkowych blogów, i, jeszcze bardziej wyjątkowych autorek się nie zapomina. :) Pisałam to już, ale jeszcze raz wspomnę-cieszę się bardzo, że się zregenerowałaś i wróciłaś pełna sił, zdjęć, inspiracji i radości!
A jeśli o zdjęciach mowa…jejku, zachwycam się bardzo! I te pyszności, aaa…i znów moją jedyną myślą jest-wspaniale, że wróciłaś! Czuję się mocno zmotywowana do fotografowania, pichcenia, blogowania i…działania! :D
Jola Piasta
To absolutnie jeden z najpiękniejszych komentarzy, od kiedy prowadzę bloga. Jestem Ci niewymownie wdzięczna za to, co napisałaś. Aż mi się oczy spociły!