Wiedziałam, że sielanka z ciągłym czytaniem książek kiedyś się skończy. Bardzo okrojony czas wolny nie pozwala mi spędzać już tylu godzin na ciągłym pochłanianiu kolejnych pozycji. Zatem czytam mniej, o wiele mniej. Brakuje mi tego niezmiernie i mam plan coś z tym począć. A jak ja mam plan, to go spełniam. „Siódmy sekret szczęścia” przeczytałam w marcu, a dopiero teraz o niej piszę. Czas delikatnie podkręcić tempo.
Ruby i Jonathan to kochające się, młode małżeństwo. Mają duży dom, pracę i podjęli decyzję o poczęciu dziecka. Podczas Wigilii, w oczekiwaniu na powrót Jonathana z pracy, jego żona dopina Świąteczne przygotowania na ostatni guzik. Jednak jeden telefon rujnuje wszystkie ich plany, a życie Ruby lega w gruzach – traci miłość swojego życia. Jednak po pewnym czasie od tragedii, kobieta z pomocą swojej najlepszej przyjaciółki Jasmine, postanawia wziąć się w garść i przeorganizowuje całkowicie swoje dotychczasowe życie. Nieplanowanie odkrywa siedem sekretów życia, z którymi się utożsamia.
Jestem zobowiązana zacząć moje zdanie od jednego słowa – PRZEWIDYWALNOŚĆ! Nie mogę przeboleć tego, jak ta historia była przewidywalna i na swój sposób banalna. Intencje i zamysł autorki rozkminiłam już od pierwszych stron, później tylko uśmiechałam się do siebie widząc, że moje przypuszczenia sprawdzają się w stu procentach. Jednak nie chcę zdradzać fabuły, więc nie będę opisywać szczegółów.W każdym razie pozycja okazała się od początku do końca do przewidzenia. Co nie oznacza, że była nudna, jak flaki z olejem. Aż tak nudna nie była :)
Słownictwo, którym posłużyła się autorka też do końca mnie nie zadowala. Jest jakby…sztywne i takie zachowawcze. Niestety muszę tutaj wspomnieć o tym, że z główną bohaterką nie znalazłabym wspólnego języka. Była mdła i nijaka. Żałobę przeżywała nijak, miłość przeżywała nijak, sukcesy na polu zawodowym przeżywała nijak. Główna bohaterka została wykreowana na nieustającą męczennicę. Ta postać wydała mi się po prostu bezbarwna. Dobrze, że miała przyjaciółkę, którą bardzo polubiłam! Oj z Jasmine wyszłabym chętnie na drinka. I to nie jednego!
Może się czepiam, więc przejdę do przewodniej myśli całej historii, ponieważ główny przekaz jest wartościowy i jak najbardziej godny uwagi. Dzięki tym czterystu stronom możemy, nie tyle uświadomić sobie, co przypomnieć o podstawowych „życiowych zasadach”. Na pierwszy rzut oka wydają się one banalne: pozostać niezależnie emocjonalnym, dbać o dobre zdrowie, wyzbyć się negatywnych emocji, dbać o przyjaźń, czynić dobro, dostrzegać piękno w drobiazgach, zamknąć za sobą przeszłość, ale przyznajmy się, czy pamiętamy o tym na co dzień? Czy dbamy o siebie i innych? Czy potrafimy pogodzić się z przeszłością i ją zaakceptować, żeby móc kreować teraźniejszość? Czy potrafimy doceniać fakt, że świeci słońce, a my obudziliśmy się do życia w nowym dniu? No chyba nie zawsze, co? Marudzimy, lenimy się albo przepracowujemy, ubolewamy nad sprawami mało istotnymi, kłócimy się z najbliższymi i mamy w nosie, jak pachnie trawa o poranku i jak cudownie jest móc spojrzeć na śpiącą obok osobę, którą przecież tak kochamy.
Jest kilka cytatów, które w szczególny sposób do mnie przemówiły:
„Nie możesz oczekiwać, że szczęście da Ci druga osoba alb że ona uczyni Cię szczęśliwą. Nie możesz nawet oczekiwać, że pozwoli Ci być szczęśliwą, jakbyś musiała prosić o pozwolenie (…). Trzeba swoje szczęście stworzyć samemu, w środku, i nie pozwolić, by ktokolwiek je tknął albo odebrał.”
„Ludzie tak się boją śmierci (…). Nie zdają sobie sprawy, że śmierć nie robi im krzywdy. To życia powinni się obawiać.”
„Kobiety to istoty wielozadaniowe. I świetnie się też spisujemy jako wścibskie cholery. Mamy jeszcze wino?”
„Nikt normalny nie bierze ślubu zaraz po dwudziestce”
Niektóre cytaty są poważne, niektóre zabawne, jak na przykład dwa ostatnie. To właśnie one są, wypisz wymaluj, ja sama :D To kto się przyłącza do ludzi nienormalnych i wziął ślub niedaleko po dwudziestce?
Pomimo wielu niedociągnieć, jest to historia przedstawiona w miły i przyjemny sposób. Idealna na długie wieczory, kiedy nie wiemy, co ze sobą począć. Sympatyczne czytadło. Nie chcę pisać, że typowo kobiece, bo jestem kobietą, a jak widać nie powaliło mnie na łopatki. Mam jednak mały sentyment do tej powieści. Zostaje po niej ciepło na sercu i jakoś tak człowiekowi lżej na duszy. Dzięki niej przypomniałam sobie, że warto jest się zastanowić nad naszą codziennością, nad momentami, chwilami, sekundami. Jak je spędzamy? Jak je wykorzystujemy?
LUCKY COLA
2 lutego 2024 @ 12:13
Uncover hidden treasures and secrets in our virtual worlds. Lucky Cola Casino
Fiołek88
22 kwietnia 2015 @ 09:54
Kiedyś pożerałam książki, ale to były czasy szkoły i studiów… przeczytałam ich naprawdę dużo i teraz jak sięgam po jakąś to właśnie wkurza mnie ta przewidywalność… czytam, czytam i sobie myślę a to pewnie będzie to i parę kartek później tak właśnie jest… Co nie znaczy, że nie warto czytać i odpływać w różne historie :) To nadal rozwija naszą wyobraźnie, pozwala się zrelaksować :)
Jola Piasta
28 kwietnia 2015 @ 13:21
Z każdej przeczytanej książki można wyciągnąć coś dla siebie, więc tak jak mówisz – czytać zawsze warto :-)
(Przewidywalność w książkach to jedno wielkie ZŁO!)
Iga Będkowska
21 kwietnia 2015 @ 17:53
Tak mi zimą powiało, jak zobaczyłam pierwsze zdjęcie tego wpisu. Pewnie to sprawka okładki, chociaż kwiecień w tym roku też nie jest zbyt wiosenny… :) Co do książki – raczej się nie skuszę, przewidywalności nie zdzierżę! :)
Jola Piasta
28 kwietnia 2015 @ 13:18
Nie będę Cię namiętnie do niej przekonywać, bo istnieją inne pozycje, godne uwagi ;-)
kashienka OdkrywającAmerykę
21 kwietnia 2015 @ 03:17
Niestety mnie też brakuje czasu na czytanie książek. W wolnej chwili sięgnąć po książkę to czytam artykuły i blogi w Internecie. Nie powiem, że nie jest to ciekawe, jednak zapachu i przyjemności czytania prawdziwej książki nic nie zastąpi :)
Jola Piasta
28 kwietnia 2015 @ 13:17
O tak, zapach książki i szelest przewracanych stron to istne ukojenie.
Kobiecy Zmysł
20 kwietnia 2015 @ 14:27
Gdzieś ciągle biegniemy. Czegoś ciągle szukamy, choć sami nie wiemy dokładnie czego tak naprawdę. Marzymy i wybiegamy hen daleko w przyszłość, a zapominamy o tym by celebrować i dbać o chwilę,która trwa teraz. Taka już chyba nasza ludzka mentalność, że doceniać codzienność i drobiazgi jest nam bardzo ciężko. Chyba, że przychodzi taki moment, że naszą codzienność coś zaburzy. Choroba albo jakiś wypadek nagle otwiera nam oczy i zaczynamy dostrzeg to na co nasze oczy do tej pory były przymknięte. Świetne te cytaty warto je wziąć sobie do serca ;)
Czasem trzeba przeczytać coś lekkiego i takiej treści kobieta czasem potrzebuje dla relaksu :)
Jola Piasta
28 kwietnia 2015 @ 13:15
Zgadzam się z Tobą w stu procentach!!