Budzik dzwoni i wyrywa mnie z głębokiego snu. A niech to! Znowu się nie wyspałam. Cholerny deszcz panoszy się na szybach, a na zewnątrz jest tak ciemno, że zastanawiam się, czy jeszcze przypadkiem nie trwa noc. Przesiedziałam pół nocy nad książką, więc nie ma się co dziwić, że teraz trudno mi jest otworzyć oczy. No cóż, początek dnia nie jest obiecujący.
W pośpiechu biegnę do łazienki. Przemywam tylko twarz, myję zęby i niedbale związuję włosy rozciągniętą gumką. Stamtąd już zbiegam do kuchni i nastawiam wodę na kawę. Dzisiaj piję rozpuszczalną, będzie szybciej i łatwiej. Śniadanie zjem później. Już ta godzina, a ja jeszcze się nawet nie dobudziłam. Jestem kompletnie niezorganizowana! Świat pędzi beze mnie, a ja muszę nadążyć. Tyle planów miałam wieczorem! Tyle refleksji i przemyśleń. Ulotniły się wraz z dźwiękiem budzika. Po moim pozytywnym nastawieniu nie zostało ani śladu, a entuzjazm postanowił wziąć sobie wolne. Nic nie idzie dzisiaj po mojej myśli. Deszcz ciągle pada i domaga się uwagi. Przeklęta plucha. Przeklęte kałuże. Przeklęta mgła. Przeklęta jesień! Trzeba rano włączać światło, żeby się nie połamać potykając się o własne nogi. Cała masa zadań do zrealizowania czeka spisana w notatniku, a ja już zdążyłam zauważyć, że ten dzień nie zmierza w dobrym kierunku i zapowiada rychłą katastrofę. Klnę pod nosem, co tylko wzburza mnie jeszcze bardziej. Pranie trzeba nastawić, a poprzednie jeszcze nieposortowane. Książki i notatki do nauki języków walają się po domu – może w końcu zaczęłabym te słówka przyswajać, a nie przestawiać z kąta w kąt. A niech to wszystko jasny szlag trafi! Jest mi tak źle, tak niedobrze. Dlaczego innym wszystko wychodzi, a tylko ja biedna cierpię?
Chwila! Moment…
Zatrzymuję się w połowie drogi do kuchni. Chwila. Moment.
Że niby jaka ja jestem? Biedna i cierpiąca? Teraz poproszę, żeby ten jasny szlag trafił prosto we mnie.
Odczuwam rozgoryczenie i niechęć do własnych myśli. Biegnę do sypialni, otwieram okno na oścież, wdycham wilgotne i zimne powietrze, aż zaczynają piec mnie płuca. Spoglądam na widok, który koi moje skołatane nerwy. Spokojnie. Jeszcze chwila i dojdę do siebie. Mam prawo do złego dnia, mam prawo do nerwów. Jednak teraz już wystarczy. Teraz zaciągam się powietrzem ostatni raz, zamykam okno i schodzę do kuchni. Pomyślałam, że przygotuję dyniowe placki*. Po raz kolejny w tym sezonie. Zawsze smakują tak samo dobrze, dlatego dołączyły na stałe do mojego jesiennego menu. Dodam do nich nieprzyzwoitą ilość korzennych przypraw, zaparzę prawdziwą kawę w kawiarce i usiądę.
Im dłużej skupiam się na przygotowywaniu śniadania, tym lżejsza jest moja dusza. Układam w głowie plan działania podczas wsypywania mąki i mieszania. Nachylam się niebezpiecznie nad parującą kawą, żeby jej aromat wbił się w moje nozdrza i rozjaśnił mi umysł. Szybko przewracam dyniowe placki po tym, jak zauważyłam na ich powierzchni bąbelki. Całe to krzątanie w kuchni ma na mnie zbawienny wpływ. Ściągam z mebli tacę i układam na nich wszystkie części śniadania. Siadam za stołem i jem.
Z każdym kęsem czuję się lepiej, wracają mi siły i przypominam sobie, że przecież lubię mgłę, a deszcz już dawno przestał być moim wrogiem.
Składniki:
- 1 jajko
- 0,5 szklanki oleju
- 1 szklanka kefiru
- 0,5 szklanki puree z dynii
- 1 szklanka mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 0,5 łyżeczki cynamonu
- 0,5 łyżeczki przyprawy do piernika
- 2 łyżki cukru
Do podania:
- jogurt naturalny
- kilka orzechów włoskich
- mięta
Sposób przygotowania:
Jajko, olej, kefir i puree z dyni dokładnie mieszamy. Dodajemy cukier i energicznie łączymy całość. Pozostałe suche składniki przesiewamy stopniowo do mokrych i mieszamy do uzyskania gładkiej masy. Odstawiamy ciasto na 20 minut, żeby odpoczęło. Pieczemy na suchej patelni ( w razie potrzeby delikatnie posmarować ją tłuszczem), na średnim ogniu. Obracamy placuszki, kiedy na ich powierzchni pojawią się bąble – smażymy drugą stronę około dwóch minut. Podajemy je z jogurtem, posypujemy posiekanymi orzechami i dekorujemy listkami mięty.
Smacznego!
∗∗∗
*Pamiętacie mój wpis o jesiennych przepisach godnych wypróbowania? Postanowiłam każdemu z nich podarować osobny kawałek mojego bloga. Czyli przypomnę każdy z tych przepisów w osobnym poście, okraszając wszystko niepublikowanymi wcześniej fotografiami i krótkimi historiami z mojego życia. (Zdjęcia pochodzą sprzed kilkunastu dni, historia dosłownie sprzed kilku godzin.)
∗∗∗
Macie swoje sprawdzone sposoby na takie niekontrolowane wybuchy? Co w takich sytuacjach koi Wasze nerwy?
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Sylwik05
17 grudnia 2015 @ 17:27
a mogę zastępić kefir jogurtem? ;>
Jola Piasta
17 grudnia 2015 @ 23:34
Jasne, że tak :-)
Emaliowany Czajnik
3 listopada 2015 @ 20:13
Placuszki wyglądają niesamowicie. Też ostatnio robiłam placki dyniowe, niemniej stosowałam zupełnie inny przepis. Musze koniecznie przetestować wersję z kefirem.
Jola Piasta
3 listopada 2015 @ 21:28
Bardzo mi miło :)
Angelika Debowska
27 października 2015 @ 13:39
Wygladaja genialnie! Dynia ostatnio u mnie kroluje w kuchni, ale placuszkow jeszcze nie robilam.
PS. Swietnie piszesz :)
Jola Piasta
3 listopada 2015 @ 21:29
Dziękuję – zwłaszcza za ten dolny dopisek. Bardzo mi zależy na tym, żeby dobrze się mnie czytało :)
Angelika Debowska
4 listopada 2015 @ 12:01
Wiec nie masz sie co martwic. Czyta sie Ciebie niezwykle przyjemnie :)
Weronika W
24 października 2015 @ 11:26
Zrobiłam wszystko zgodnie z przepisem, a nic nie wyszło. Przy smażeniu w ogóle nie chciały się przewracać, przez co się rozwalały. W smaku wyszły mdłe i strasznie tłuste. Co mogło pójść nie tak?
Jola Piasta
24 października 2015 @ 18:33
Bardzo mi przykro z tego powodu. Nie mam z nimi większych problemów – a nigdy w przepisie nic nie zmieniam.
Nie potrafię sobie wyobrazić mdłego smaku przy takiej ilości korzennych przypraw. Moim zdaniem są bardzo wyraziste – może to zależy od kubków smakowych.
Fakt, akurat te placki są bardzo delikatne, natomiast nigdy nie zdarzyło mi się, żebym nie mogła ich przewrócić.
Można na początku zwiększyć ogień pod nimi, niech dobrze się zetną i wtedy je przewrócić (powinno pomóc). Na drugiej stronie odrobinę zmniejszyć ogień, żeby mogły spokojnie „dojść” w środku.
Pozdrawiam
Iga Będkowska
23 października 2015 @ 10:23
Wyglądają bardzo apetycznie. :) Uwielbiam Twoje zdjęcia <3
Healthy Life Connoisseur
21 października 2015 @ 16:57
Jak zwykle uwielbiam te twoje pomysły:)
Jola Piasta
21 października 2015 @ 21:51
Jak zwykle poprawiasz mi humor :)
Bogusia Probierz
21 października 2015 @ 13:37
Wyglądają rewelacyjnie :)… Koniecznie dy wypróbowania w mój najbliższy dzien wolny.
Zazwyczaj każdego ranka teraz zmagam sie z tym samym… Nie wiem czy to jeszcze noc… Czy o co chodzi, że jest tak ciemno..
Jola Piasta
21 października 2015 @ 15:36
Próbuj i daj znać, jak wyszły ;-)
Ania Legenza
21 października 2015 @ 13:00
Mój poranek identyczny, tylko placuszków dyniowych na pocieszenie nie było!
Jola Piasta
21 października 2015 @ 15:35
To niewybaczalne! Jak się kiedyś spotkamy (bo śmiem bezczelnie twierdzić, że na pewno tak będzie :-D ) to przygotuję Ci je z wielką przyjemnością! A Ty Aniu zaparzysz pyszną herbatę i będziemy miały komplet ;-)
Ania Legenza
21 października 2015 @ 15:49
Koniecznie! A ja na to spotkanie, to przygotuję całą listę pyszności, których chciałabym spróbować w Twoim wykonaniu #takazachłanna :D
Jola Piasta
21 października 2015 @ 21:52
Wchodzę w to! Przygotuję wszystko, co zechcesz #znajmojąłaskawość :D