Narzekamy na korki – odwieczny problem kierowców. Narzekamy, że morze za zimne, że góry za daleko, że nie ma u Nas pięknych krajobrazów. Narzekamy na pogodę, że za zimno, za gorąco, że pada, że susza, że wieje z prędkością światła albo, że przydałoby się trochę wiaterku, bo duszno. Narzekamy na kolejki, na mężów, żony i dzieci, bo to takie niewychowane, a kiedyś były zupełnie inne czasy. Na pracę narzekamy. O to, to! Narzekamy na nią notorycznie, na szefa i współpracowników też. Że przy biurku, że w plenerze. Że na swoim to tak ciężko, że dla kogoś to bez sensu. Za mało płacą, za wiele wymagają. Mamy zawsze za mało czasu i za wiele obowiązków. Niemowlę za głośno płacze, sąsiad drugi miesiąc kończy remont, a kwiaty tak szybko więdną. Narzekamy na płaską dupę i obwisłe ramiona opychając się w tym samym czasie frytkami, burgerem i sącząc łyczkami colę.
Narzekamy, bo tak jest wygodniej. Łatwiej jest rzucić kilka przekleństw w stronę świata i przewrócić się na drugi bok na kanapie, aniżeli się z nim zmierzyć. Łatwiej jest biadolić na swój okropny i niewdzięczny los, aniżeli wygrzebać z siebie odrobinę ambicji i zacząć coś zmieniać. Łatwiej jest nic nie robić, niż robić cokolwiek – wiadomo.
Robimy to codziennie – narzekamy, marudzimy, jęczymy, stękamy, przewracamy oczami milionowy raz z dezaprobatą godną podziwu.
Uczę się żyć inaczej. Walczę ze sobą codziennie, żeby nie iść na łatwiznę.
I nie, nie pisze Wam o tym żona na utrzymaniu swojego bogatego męża, której jedynym dylematem jest to, które szpilki dzisiaj włożyć. Nic z tych rzeczy. Pisze Wam o tym kobieta, która miała w cholerę pod górkę w życiu. I mimo tak młodego wieku wiem, co to znaczy dostać w kość od losu z taką siłą, że zastanawiasz się, czy warto jeszcze walczyć.
Moja praca jest bardzo odpowiedzialna. Stres na poziomie hard. Dodatkowe zajęcia zatrzymują mnie poza domem do późnych godzin popołudniowych, a często i wieczornych. Nie raz na jakiś czas, tylko regularnie. Prowadzę bloga – wpisy od jakiegoś czasu pojawiają się trzy razy w tygodniu. Chyba nie muszę tłumaczyć, ile to pochłania mojego czasu, energii i snu. Mieszkam na wsi. Wieś jest cudowna, to zdecydowanie moje miejsce na ziemi. Ale wieś jest równie wspaniała, co wymagająca. Nie mamy ogródeczka wielkości pokoju. Mamy ogromny teren do ogarnięcia, a jak się chce, żeby wszystko było glancuś picuś, to trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty. Tego nie pokazuję na Instagramie, o tym nie piszę na Facebooku. Jednak faktem jest, że prace na zewnątrz zajmują mi kawał moejje codzienności. Do tego dochodzi życie rodzinne, prowadzenie domu, fotografia, książki, regularny sport, czas we dwoje.I zazwyczaj jestem jak ten trybik, który nie potrafi się zatrzymać. Bo działam. Często jestem w niedoczasie, spóźniam się, ale staram się jak mogę.
I wyobraźcie sobie teraz, że zaczynam na wszystko narzekać. Że ciągle marudzę i widzę wszystko w czarnych barwach. Nie widzę w niczym sensu i zawsze jest mi źle. Sorry, ale ja nie potrafię. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty, ani sił. Czas, w którym mogłabym narzekać wykorzystuję na swoje pasje, przyjemności. głębokie wdychanie powietrza, momenty z moim mężem. Dzięki temu, że nie skupiam się na negatywach, jestem w stanie wszystko ogarnąć. I jestem pewna, że bez pozytywnego myślenia nie dałabym rady wykonywać nawet połowy z tych czynności. Nie ma szans!
I jasne, że mi się zdarzy tak marudzić i narzekać, że gdyby istniało UFO, to zapewne usłyszeliby mnie na swojej planecie. To jest ludzkie i naturalne. Ale nie pozwalam sobie na to zbyt często. Strofuję się w takich momentach, bo wiem, że doprowadziłoby mnie to do załamania nerwowego albo depresji. Mogłabym cały dzień chodzić nadąsana, ponieważ poniższy sernik z musem jeżynowym powinien być upieczony w mniejszej formie. Powinien być wyższy i bardziej pulchny. I mogłabym tak narzekać w nieskończoność. Tylko po jakiego grzyba, kiedy on taki pyszny?
Własną rzeczywistość mogę ogarnąć lub zmienić tylko za pomocą działania, nigdy narzekania. Bo z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, tylko my – zaślepieni negatywnym myśleniem – czasami go nie zauważamy.
Dlatego uczę się żyć inaczej – mądrzej i spokojniej. Czego i Tobie życzę.
[fb_button]
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”180px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#be9656″ ]Sernik z musem jeżynowym[/dropshadowbox]
Składniki:
Ciasto:
- 120 g mąki
- 2 łyżki cukru pudru
- 80 g zimnego masła
- 1 łyżka wody
Masa serowa:
- 1 kg sera do serników/ tłustego twarogu trzykrotnie zmielonego
- 2 opakowania cukru waniliowego
- 1 opakowanie budyniu waniliowego
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżka mąki pszennej
- 3 jajka
Sposób przygotowania:
Mąkę wraz z cukrem pudrem przesiać do miski lub na stolnicę. Dodać wodę i masło pokrojone na drobne kawałeczki. Wszystko posiekać nożem. Delikatnie i szybko zagnieść ciasto. Owinąć je w folię i wstawić do lodówki na 30 minut. Dno formy o średnicy 24 cm wyłożyć papierem do pieczenia, rozwałkować ciasto, podsypując w razie potrzeby odrobiną mąki. Przenieść je do formy i wylepić dno oraz boki. (Równie dobrze można wylepić formę bez wałkowania ciasta, za pomocą dłoni.) Wstawić całość do lodówki na 30 minut. Po wyjęciu ciasto należy nakłuć widelcem. W takiej postaci włożyć formę do piekarnika nagrzanego do 180 stopni C i piec około 15 minut. Wyjąć ciasto z piekarnika i delikatnie ostudzić.
Masa serowa:
Do miski przełożyć ser, miód, cukier waniliowy, budyń. Zacząć miksować składniki dodając mąkę. Po kilku sekundach dodawać po jednym jajku. Po każdym kolejnym jajku miksować całość przez kilkanaście sekund. Mieszać masę serową tylko do połączenia się składników. Nie napowietrzajcie jej niepotrzebnie, ponieważ wtedy sernik szybko urośnie, ale niestety jeszcze szybciej opadnie po wyłączeniu piekarnika. (Sernik nie powinien rosnąć). Masę serową wylać na wcześniej podpieczony spód i piec 15 minut w piekarniku nagrzanym do 170 stopni, następnie zmniejszyć temperaturę do 120 stopni i piec przez około 1 godzinę i 20 minut. Po upieczeniu wyłączyć piekarnik i zostawić w nim sernik na pół godziny. Po tym czasie wyciągnąć sernik i pozostawić do całkowitego ostygnięcia.
Mus jeżynowy:
Jeżyny zmiksować wraz z miodem tak, aby powstał mus. Przetrzeć przez sito, żeby pozbyć się małych pesteczek.
Mus wylać na wierzch sernika i wstawić wszystko do lodówki na co najmniej godzinę. Sernik można udekorować wedle uznania świeżymi owocami.
Smacznego!
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Martyna-HealthyLifeConnoisseur
2 września 2016 @ 16:58
Och… też tak mam, że biadolę, jęczę, że za dużo tego wszystkiego w życiu, że nie ogarniam itp. , choć mam w życiu tak wiele! I wtedy nachodzi mnie ochota „rzucić to wszystko w cholerę”, po co mi blog, który jest jedynie hobby i pieniędzy z tego nie ma, po co mi zmęczonej iść na dodatkowe zajęcia/kursy po nieprzespanych nocach z córką- lepiej położyć się i nic nie robić, tylko płakać nad swym losem, po co piec samemu ten chleb o północy, skoro mogę go kupić, po co mieć koty, po których codziennie muszę sprzątać, bo inaczej raczkująca córka zadławi się futrem i żwirem z podłogi…,w ogóle po co zaprzątać sobie głowę tymi wszystkimi dodatkami do życia????!?!?!?!
I WTEDY , właśnie WTEDY wiem, że bez tych wszystkich dodatkowych rzeczy byłaby nikim. Wtedy zdaję sobie sprawę, że warto robić „to wszystko”,bo włożona w coś energia powraca, często ze zdwojoną siłą! Dochodzę z wiekiem do wniosku, że fakt, że ktoś ma kolorowe życia (lub kawałek tego życia taki jest) wymaga ogromnej pracy, bo nic nie przychodzi SAMO z SIEBIE. I dochodzę do jeszcze jednego wniosku- osoby ambitne i pracowite narzekają mniej, niż leniwcy leżący na kanapach, zazdroszczący innym, hejtujący i oczekujący na cud. Tak więc pracujmy, pracujmy nad sobą i czerpmy radość z najmniejszych rzeczy tego świata.
TY jesteś osobą, która to potrafi i uczy innych jak tę radość czerpać – przynajmniej na mnie tak działasz:)
Anna
31 sierpnia 2016 @ 11:05
Ale się rozszalałaś z tymi wpisami ;) bardzo mnie to cieszy, lubię czytać Twoje teksty. Ciekawie piszesz i przemycasz „coś więcej” do z pozoru lekkich artykułów. Czekam na więcej!
P. S. Trzymam kciuki za Twoje działania. Też nie znoszę stagnacji.
Ania