
Przesilenie wiosenne omijało mnie szerokim łukiem, aż w końcu dopadło w swoje szpony. Marzec nie jest moim ulubionym miesiącem. Tak jak to bywa z pogodą w tym czasie, tak dokładnie było z moim humorem. Raz euforia, innym razem dół i 10 metrów mułu. Raz energia, którą trudno było spożytkować, innym razem gapienie się w ścianę przez godzinę. Raz sportowy duch walki i codzienne treningi, innym razem kilka dni z jednym nędznym treningiem. I tak w kółko. Istne szaleństwo. Nie podoba mi się taki kołowrotek.
Lubię czuć spokój w duszy. Lubię, kiedy mam większość spraw pod kontrolą i kiedy to ja decyduję o tym, w jakim kierunku porusza się moje życie.
Mimo wszystko w marcu miały miejsce miłe wydarzenia, ciekawe spotkania, dużo uśmiechu i nadziei. Kolejny miesiąc za mną, może faktycznie mniej efektywny i produktywny, ale na takie też mam miejsce w swojej codzienności. Wszystkie doznania muszą się rozłożyć w czasie po równo. Zatem jestem przygotowana zarówno na momenty, kiedy nie będę z wrażenia wiedziała, jak się nazywam, jak i na sytuacje, w których zwolnię i przypomnę sobie o tym.
A teraz czas na marzec moimi oczami. Moje oczy w tym miesiącu przeważnie jadły.
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”160px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#be9656″ ]Marzec moimi oczami[/dropshadowbox]
Ostatnie dwa zdjęcia zostały zrobione w lutym, ale w jego podsumowaniu mi umknęły. Nie mogłam jednak pozwolić, aby nie ujrzały światła dziennego. Ogród i widok z okna naszej sypialni przy wschodzie słońca. Uwielbiam to najbardziej na świecie.
∗∗∗
Jak Wam minął marzec? Co nowego u Was?
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!