Skip to content
Menu
0
Twój koszyk jest pusty

Żytnie muffiny marchewkowe

To nie jest tak, że wszystko mi wychodzi. I że mam dobry humor zawsze i wszędzie. Kiedy jest mi źle, to widać to po mnie od pierwszego spojrzenia. Nie bardzo potrafię ukrywać emocje. Czasem to robię, ale zazwyczaj z marnym skutkiem. W każdym razie, chodzi o to, że jestem bardzo ekspresyjna. Pisząc bardzo, mam na myśli to, że jestem naładowana emocjami po same brzegi. Od sytuacji zależy, jak się zachowuję, jak wyglądam i co mówię. Kiedy przeszywa mnie ból i smutek, to momentalnie zmieniam się nie do poznania. Potrafię godzinami płakać, to podobno oczyszcza. Nie wiem, ja tam po płaczu mam po prostu opuchnięte powieki. Kiedy jestem wściekła, to też płaczę. Z bezradności i bezsilności. Jak moją twarz ozdabia szaleńczy uśmiech, to od razu ozdabiają ją również łzy, bo płaczę. Ze szczęścia.

I tak sobie myślę, że jestem po prostu beksą. Taką zwykłą, prostą beksą. Ryczę na reklamach. Ryczę, jak widzę płaczącą osobę. Zalewam się potokiem łez, kiedy widzę cierpienie, wzruszenie, radość u innych. Na filmach jestem jednym, wielkim oceanem. Płaczę, kiedy wspominam i kiedy marzę. Jezu. Idzie ze mną zwariować!

Trochę to wszystko zabrzmiało, jakbym była obsesyjną płaczką. Nie jestem aż tak zaawansowana. Ale jednak ten stan jest mi chyba najbliższy. Ma miejsce zaraz obok głupkowatego śmiechu i głupawki. Nie, nie wyrosłam z głupawek. Nawiedzają mnie regularnie – zazwyczaj w najmniej oczekiwanym i najmniej stosownym momencie. Wracając do płaczu. Miałam tak od dziecka. Nie chodzi o sam płacz, tylko wrażliwość, która jest jego powodem. Kilka miesięcy postanowiłam nad tym zapanować. Uciąć to. Skończyć. Przestać łkać co kilka dni, czy nawet codziennie z byle głupiego powodu. I wytrzymałam tak jakieś dwa miesiące. Kiedy tylko czułam, że zbliżają się łzy – obojętnie z jakiego powodu – powstrzymywałam je i brnęłam dalej w tę farsę. Aż do momentu, w którym pękłam. I okazało się wtedy, że głupia byłam, iż myślałam, że w jakikolwiek sposób przechytrzę swoją naturę. Tak się nie da.

Nie wolno Nam zmieniać się na siłę. Nie powinniśmy zmieniać czegoś, co Nas definiuje. Co nadaje Nam charakteru, co Nas wyróżnia od innych ludzi i czyni Nas wyjątkowymi osobami. I przestałam walczyć. Czas nauczyć się to zaakceptować i pokochać pomimo, że czasem cholernie utrudnia Nam to życie.

A na płaczliwą pogodę przygotowałam sobie żytnie muffiny marchewkowe. Mocne, ciężkie, zbite. Tak, jak mój charakter. Wyjątkowe. Tak, jak ja.

[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”230px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#be9656″ ]Żytnie muffiny marchewkowe[/dropshadowbox]

żytnie muffiny marchewkowe

Składniki:

  • 2 jajka
  • 1 szklanka mleka
  • 60 ml oleju rzepakowego
  • 2 szklanki mąki żytniej (w moim przypadku „typ 2000”)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • ¼ łyżeczki sody oczyszczonej
  • ½ łyżeczki cynamonu
  • ½ łyżeczki imbiru
  • ½ łyżeczki gałki muszkatołowa
  • 2 łyżki cukru muscovado
  • 1 szklanka startej marchewki (na drobnych oczkach)

Sposób przygotowania:

W jednej misce mieszamy jajka, mleko i olej. W drugiej misce mieszamy mąkę, proszek do pieczenia, sodę, przyprawy i cukier. Suche składniki przesypujemy do mokrych i niedbale łączymy. Do całości wsypujemy marchewkę i łączymy. Ciasto powinno być grudkowate, nie gładkie – nie mieszamy go na jednolitą masę. Wykładamy ciasto do formy na muffiny, uprzednio wyłożonej papilotkami. Pieczemy w 180 stopniach C przez około 22 minuty. Muffiny są bardzo wyraziste w smaku, charakterne. Nie są lekkie jak piórko, a bardziej zbite i ciężkie. Ze względu na stuprocentową obecność mąki żytniej, mogą na początku dziwnie smakować dla kogoś, kto do tej pory raczej używał mąki pszennej. Ja złagodziłam sobie ten efekt jogurtem i domowym dżemem truskawkowym. Absolutne niebo w gębie!

żytnie muffiny marchewkowe

żytnie muffiny marchewkowe

żytnie muffiny marchewkowe

żytnie muffiny marchewkowe

żytnie muffiny marchewkowe

żytnie muffiny marchewkowe

Smacznego!

∗∗∗

Kto jest płaczkiem, proszę zameldować się w komentarzu! Zna ktoś sposób na to, jak wszechobecny płacz okiełznać?

∗∗∗

Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!

Udostępnij:

Komentarze

6 komentarzy

  1. OlaD
    9 marca 2016 @ 23:47

    Czytając Twój tekst i poniższe komentarze kamień spadł mi z serca, że nie jestem osamotniona w tym stanie. :D Do wrodzonej płaczliwości przez ostatnie osiem miesięcy towarzyszy mi wspomagacz w postaci małej istotki w brzuchu, która powoduje, że płacz przychodzi mi z jeszcze większą łatwością. Oszaleć można! :D
    A muffiny wyglądają pysznie! Mój mąż zrezygnował z pszenicy, zmuszając mnie do tego samego, więc Twój przepis jest tym, czego szukałam. :)

    Reply

  2. An
    7 marca 2016 @ 13:35

    Uf, a ja myślałam, że jestem na tej Ziemi sama z moimi łzami :D Na szczęście okazuje się, że może nie taki ze mnie dziwoląg, jak mi się wydawało. Również starałam się temu zaprzestać, ale z marnym skutkiem. Ja próbowałam zatrzymywać łzy, a one zaś ujrzeć światło dzienne. No i tak się działo, że zawsze ich chęć poznania świata wygrywała :D I wygrywa nadal.

    Reply

  3. Natalia I Create Your Health
    3 marca 2016 @ 15:51

    Jeśli to po prostu wrażliwość, to trzeba ją polubić ;-) A jeśli płaczliwość Ci przeszkadza…to już inna historia ;-)

    Reply

  4. Marta Szulc
    3 marca 2016 @ 13:47

    Podobnie jak moje poprzedniczki, w 100% utożsamiam się z tym wpisem. Jestem mega beksą! Nie wspomnę tu o comiesięcznych trudnych dniach, bo wtedy sama nie potrafię powiedzieć, dlaczego ryczę. Ale jeśli widzę osobę płaczącą (czy w mojej obecności czy nawet na filmie) nie umiem powstrzymać łez. Za trzy miesiąc nasz ślub i… nie wiem jak utrzymam makijaż na całej uroczystości :)

    Reply

  5. Ada
    2 marca 2016 @ 18:15

    Witaj w klubie. Wszystko to co opisałaś dotyczy również mnie. Dobrze,że nie tylko ja płaczę kiedy marzę. Ja chyba nigdy nie próbowałam tak na dłuższą metę wyłączyc płaczu. Po prostu nie umiem. Nie umiem powstrzymac tych głupich płynących łez, ale taka nasza natura i lepiej to zaakceptowac :)

    Reply

  6. Agnieszka Czekaj
    2 marca 2016 @ 17:51

    Muffiny wyglądają obłędnie, od razu przypomniało mi się ciasto marchewkowe, które robi moja mama- również na żytniej, gdyż stara się unikać pszennej. Chyba jutro się za nie zabiorę! :)
    Co do płakania- czasami pomaga intensywne wachlowanie się, albo- o ile to możliwe- myślenie o czymś przyjemnym. Ale ja też jestem beksą, każdy film to u mnie powód do łez :D teraz już nie tylko rodzina, ale również znajomi (w tym męskie grono) przywykli i po prostu szykujemy chusteczki przed seansem. Niektórzy twierdzą, że taka wrażliwość jest urocza a ja sama też się zgadam z tym co napisałaś- po co zmieniać coś, co definiuje naszą osobowość? Bezuczuciowe cyborgi nie zmienią świata na lepsze, za to wrażliwcy się starają.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *