Cecelia Ahern, jedna z moich ulubionych autorek. Cenię ją za kreatywne podejście do pisania, odrobinę magii przemycanej między wierszami i humor. Sięgając po jej książki zawsze miałam pewność, że mnie nie zawiodą i pochłoną bez reszty. Przyszła kolej na pozycję „Sto imion”.
Kitty Logan to dziennikarka, która w poszukiwaniu sensacyjnych wiadomości popełniła ogromny błąd, obarczając ciężkimi zarzutami niewinnego człowieka. Niszczy mu tym samym życie, a sama jest na straconej pozycji w kwestii swojej kariery i opinii publicznej. Dodatkowo w tym samym czasie na raka umiera jej szefowa, a zarazem bliska przyjaciółka. Jednak przed śmiercią wręcza Kitty tajemniczą listę stu imion. To może być szansa dla młodej dziennikarki na odkupienie swoich win i udowodnienie wszystkim oraz sobie, ile jest warta, poprzez wyjaśnienie tej zagadki i napisanie odpowiedniego artykułu.
O ile uwielbiam twórczość Ahern, to po przeczytaniu powyższego tytułu czuję delikatne rozczarowanie. Jest to uwarunkowane zapewne tym, że nie od początku czułam chemię między mną, a całą historią. Uwielbiam ten moment podczas czytania, kiedy już pierwsze strony potrafią mnie kompletnie pochłonąć, a ja z każdym kolejnym zdaniem czuję się wbita w fotel. W tej sytuacji mi tego zabrakło. Czuję delikatne zawiedzenie. Naprawdę spodziewałam się czegoś… innego, lepszego?
Moje zarzuty tyczą się kilku aspektów. Otóż przez pierwszych kilka rozdziałów łapałam się na tym, że zaczynam odpływać myślami gdzieś daleko. Nie zdarzało mi się to nagminnie, ale jednak historia, która pochłania czytelnika bez reszty nie daje możliwości, żeby podczas jej czytania myśleć o czymś innym. Dla mnie to już był sygnał ostrzegawczy. Książka nie była nuda, czy monotonna, a jednak…
Na początku nie potrafiłam przekonać się do opowiadanej historii. Sam zamysł był faktycznie ciekawy i dosyć interesujący, natomiast już sposób pisania mało intrygujący. Zabrakło mi efektownych dialogów, rozbudzających umysł opisów, a całość była, kolokwialnie mówiąc, rozwlekła. Szczerze przyznam, że czekałam, kiedy akcja nabierze tempa. Tym bardziej, że nie polubiłam się z główna bohaterką, kompletnie nie przypadła mi ta postać do gustu. Czekałam więc z niecierpliwością na historie pozostałych osób, czyli ludzi ze wspomnianej listy. I tak jak podejrzewałam – nie zawiodłam się. Było warto przecierpieć te kilka niefortunnych rozdziałów, żeby dotrwać do momentu, w którym książka staje się bardzo ciekawa.
Otóż całą moją uwagę skupiły historie pozostałych postaci. To właśnie dzięki nim całość nabrała lekkości, tajemniczości i zyskała moją aprobatę. Od tego momentu z każdą kolejną stroną byłam coraz bardziej podekscytowana i nie mogłam się doczekać, kiedy rozwiąże się cała zagadka. Dlatego czytałam więcej i szybciej.
Byłam pewna, że zakończenie mnie zdziwi i nie pomyliłam się. Jednak różnica między tą książką, a kolejnymi tej autorki polegała na tym, że zakończyła się w kompletnie inny sposób, niż zazwyczaj. Zaskoczenie było, owszem, ale w całkiem innej odmianie. Nie mniej jednak odbieram je pozytywnie.
Początkowo myślałam, że za wiele z tej treści nie wyniosę, jednak się myliłam. Summa summarum autorka między wierszami przypomina o tym, że każdy człowiek jest wartościowy, każdy ma swoje tajemnice. Każdy z Nas ma historie, które są warte opowiedzenia. Nie daje Nam też zapomnieć o tym, żeby nie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu, ponieważ bardzo często może okazać się mylne.
Jest kilka cytatów, które w szczególny sposób do mnie przemówiły:
„Wszyscy popełniamy błędy, niektórzy mniejsze, inni większe, ale nikt nie jest doskonały. Wykorzystujemy takie doświadczenia, by stać się lepszymi (…) ludźmi”.
„Każdy zwykły człowiek ma jakąś niezwykłą historię. Możemy wszyscy sądzić, że jesteśmy nijacy, że nasze życie jest nudne, tylko dlatego, że nie dokonujemy epokowych odkryć, nie zdobywamy Nobla czy Oscara, nie piszą o nas w gazetach. Jednak prawda jest taka, że wszyscy robimy coś, co jest fascynujące, co jest ważne, z czego możemy być dumni.”
Całą książkę przeczytałam z ogólnie odczuwaną przyjemnością, jednak mam wrażenie, że Ahern stać na więcej. O wiele więcej. Wydaje mi się, że chciała spróbować swoich sił w nieco innym stylu pisania i może podjąć odmienną tematykę. Rozumiem to i szanuję. Jednak pokochałam ją zdecydowanie za wcześniejsze pióro. Biorąc do ręki książki tej autorki spodziewam się niezwykłych przeżyć, jednak ta pozycja okazała się po prostu zwyczajna. Jest to sympatyczna i przyjemna powieść, która na pewno umili Wam czas i pewne rzeczy uświadomi, ale nie ma co spodziewać się fajerwerków. Niestety w tej sytuacji sylwestra nie będzie.
Iwona Cichosz
23 marca 2015 @ 20:40
Może w końcu przeczytam jej książki :) Póki co to obejrzałam kiedyś film P.S. Kocham Cię. Piękny film, ale strasznie smutny..
Jola Piasta
24 marca 2015 @ 22:07
To prawda, ale jednak ta historia jest niesamowicie piękna. Zapewniam Cię, że książka jest jeszcze lepsza!
Małgorzata Poznańska
23 marca 2015 @ 15:17
Odniosłam podobne wrażenie po tej lekturze ;)
Czyżby to był egzemplarz z wymiany? Ode mnie? ;)
Jola Piasta
24 marca 2015 @ 22:06
Ten sam ;)