Jedni uwielbiają robić wszystko sami, pozostali w większości sprawach wysługują się innymi. Nie jest dobrze, kiedy popadamy w skrajności, więc warto znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Zatem przestań być Zosią Samosią.
- Popracuję na najwyższych obrotach, najlepiej bez jakichkolwiek błędów i najlepiej po godzinach.
- Pogrzebię w kodzie CSS, bo szablon bloga trzeba poprawić – nie znam się? To nic – przesiedzę kilkanaście godzin z nosem w Internecie i dam radę (nie dałam).
- Poukładam mężowi rzeczy, bo on nie potrafi tak jak ja – prawie jak od linijki.
- Poodkurzam, pomyję podłogi i wypiorę – gdyby zrobił to ktoś inny zapewne zostałyby smugi, a w pralce coś puściłoby kolor i zafarbowało całą jej zawartość.
- Zrobię obiad, bo zapewne tylko ja wiem, jak dobrze ugotować makaron i doprawić sos.
- Sama ubiorę/przebiorę/rozbiorę dzieci, wykąpię je, nakarmię, poczytam bajki i dam buziaka na dobranoc.
- To ja wszystko przygotuję na własną imprezę urodzinową – wszystko będzie perfekcyjnie.
- Zapłacę też rachunki, zadzwonię do banku, załatwię potrzebne dokumenty – ja na pewno się nie pomylę.
Czy coś Wam to mówi? Nie – szczęściara! Tak – witaj Zosiu Samosiu.
Oczywiście powyższe przykłady są trochę przerysowane (chociaż, jakby się tak zastanowić…), ale układają się w spójną całość – NIE POTRAFISZ DELEGOWAĆ ZADAŃ!
Zacznę od siebie i od razu przyznaję, że miałam z tym ogromny problem. Nie jestem jeszcze na wygranej pozycji, ale Zosią Samosią też już nie jestem. Na początku wydawało mi się to dosyć fajne, byłam niczym SUPER WOMAN, wszystko robiłam sama, nie potrzebowałam absolutnie nikogo do pomocy, byłam samowystarczalna, a satysfakcja z ukończenia kolejnego, samodzielnego zadania była ogromna. Jednak po jakimś czasie zaczęłam odczuwać zmęczenie, spadek energii, przestałam być już taka efektywna. Zaczęłam pracowałam jakby w zwolnionym tempie, więc często zarywałam noce. Okazywało się, że powoli przestaję sobie radzić. Oczywiście nadal odrzucałam chęć pomocy. Przecież ja robiłam wszystko najlepiej, więc jak mogłam oddać komuś swoje zadanie. No i stało się – baterie się wyczerpały. Kompletnie sobie nie radziłam. Wtedy zaczęło do mnie dochodzić, że może faktycznie pomoc innych się przyda. Powoli zaczęłam z niej korzystać. Jak można było się spodziewać, nieprędko przyzwyczaiłam się do tego, że nie nie wykonuję wszystkiego osobiście. Zauważyłam jednak fakt, że zaczynam wracać do życia, moje zaległości się zmniejszają, a ja w końcu mam chwilę czasu dla siebie. WOW! Powoli zaczęłam przywykać. Dalej łapię się na tym, że niechętnie oddaję komuś moje zadanie do wykonania, ale chwilę później przychodzi refleksja, że gdyby nie pomoc innych, prawdopodobnie byłabym już w czerech literach. Czarnych czterech literach.
1. Znajdź źródło swojego postępowania. Zastanów się, dlaczego chcesz robić wszystko sama? Z czego wynika takie silne przeświadczenie o tym, że we wszystkim jesteś niezastąpiona? U mnie to była akurat prosta sprawa – jestem perfekcjonistką – wszystko musi być od linijki, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik i wszystko musi być zaakceptowane przeze mnie. Dodatkowo miesza u mnie chęć kontrolowania i delikatne dyrektywne nastawienie. A nie wyglądam, co? :D Niestety taka jest prawda. Kiedy połączy się te trzy składniki, wychodzi z tego istna mieszanka wybuchowa. Miałam błędne przeświadczenie, że postępuję najlepiej i nikt nie zna się na tym bardziej ode mnie. Musiałam mieć pod kontrolą absolutnie wszystko i (uwaga) wszystkich. Taka ze mnie zadziora. Często słyszę, że mam mocny i dominujący charakter. Tak jest, ale kiedy sobie to uświadomiłam, zaczęłam to kontrolować. Powoli, małymi krokami zmierzam do tego, żeby dać innym szansę na wykazanie się. W większości przypadków okazuje się, że powierzone zadania są wykonane bezbłędnie. Ja wyluzowałam, za co podziękowało mi moje ciało, mój umysł, psychika i bliscy mi ludzie, którzy dzielą ze mną życie.
2. Zaufaj. To bardzo ważne, żebyś potrafiła zaufać innym osobom. Zaufaj mężowi, że ugotuje pyszny obiad, a dziecku, że umyje dokładnie naczynia. Zaufaj przyjaciółce, że zorganizuje fantastyczną imprezę urodzinową, a współpracownikowi, że poradzi sobie z napisaniem sprawozdania. Zaufaj mamie, że zrobi odpowiednie zakupy do domu, a tacie, że ciekawie przeczyta bajkę na dobranoc Twoim pociechom. Zaufaj, a zobaczysz, że warto. Ty pozbędziesz się napięcia, a Twoi bliscy poczują się potrzebni. Nie jesteś robotem i wcale nie musisz nim być. Rozejrzyj się wokół siebie i jeżeli ktoś zaproponuje Ci pomoc, skorzystaj z niej. Zaufaj.
3. Nie trać cennego czasu. To proste – robiąc to, co równie dobrze mógłby zrobić za Ciebie ktoś inny, tracisz swój cenny czas. Biorąc pod uwagę, że życie przelatuje nam przez palce, to dosyć istotny aspekt. Ja bardzo często popełniałam ten błąd. Zawsze było mi mało czasu. Zaniedbywałam znajomych, ówczesnego chłopaka – teraz męża. Oczywiście bywają sytuacje, kiedy faktycznie tylko my jesteśmy w stanie odpowiednio zrealizować zadanie. Niech przykładem będą moje prace naukowe – licencjacka, jak i magisterska. To jasne, że jedyną osobą, która mogła je napisać, byłam ja. Dlatego właśnie ktoś inny mógł podjąć się ugotowania obiadu, wyjścia z psem, zrobienia zakupów, czy posprzątania w domu. Uczyłam się skupić na jednej rzeczy i pozwolić działać innym. Tym samym ja nie byłam zawalona wszystkimi obowiązkami świata, a wieczorem zawsze mogłam znaleźć czas na chwilę relaksu z ukochaną osobą, czy chwilą z książką lub serialem.
4. Deleguj zadania. Te dwa słowa to cała esencja tego tekstu. Naucz się delegować zadania. To jest trudne, jeżeli lubisz wszystko kontrolować, a przy tym jesteś perfekcjonistką. Ciężka praca przed Tobą, ale efekt miło Cię zaskoczy. Dla mnie największym problemem był fakt, że ktoś robi daną czynność w inny sposób, dodatkowo efekt nie był zawsze zgodny z moimi oczekiwaniami. Weźmy za przykład proste czynności domowe – po umyciu podłogi zauważałam smugi, po złożeniu rzeczy zauważałam nieład w szafie, po nakryciu do stołu zauważałam źle rozmieszczoną zastawę. Co robiłam w takich sytuacjach? Najgorszą rzecz na świecie, a mianowicie – poprawiałam! Myłam podłogę jeszcze raz, układałam ubrania od nowa, przestawiałam talerze i sztućce. Teraz wydaje mi się to absurdalne, ale wtedy nie potrafiłam inaczej reagować. Takim zachowaniem doprowadziłam do tego, że w rezultacie znowu dźwigałam cały świat na swoich barkach. Inni woleli się nie wtrącać, no bo przecież i tak wszystko zrobię po swojemu, a ja dla świętego spokoju nawet nie prosiłam nikogo o pomoc. Doszliśmy jednak do wniosku, a raczej moi bliscy uświadomili mi, gdzie popełniam błąd. Przedstawili mi sytuację z ich perspektywy. Nie było wątpliwości – i ja, i oni męczyliśmy się w takich układzie. Jak zaczęłam sobie z tym radzić? Przy delegowaniu zadań starałam się o jak najbardziej konkretne wytyczne. Zapewniam, że to tylko tak strasznie brzmi. Na przykład prosząc męża o zrobienie zakupów, nie mówiłam mu kup ser, ale kup ser żółty z dziurkami z danej firmy; prosząc o pomoc w kuchni nie mówiłam pokrój cebulę, ale przekrój cebulę na pół, a później pokrój ją w piórka itd. To jest najłatwiejszy sposób na zniwelowanie niepożądanych efektów wykonanego zadania. Nie ma ludzi niezastąpionych. Warto jest dać szansę innym na to, żeby mogli się wykazać, a przy tym odciążyć Cię odrobinę.
Chcę podkreślić, że nie namawiam Cię do absolutnego pozbycia się tej słodkiej Zośki Samośki. Nie o to chodzi, bo prawdą jest, że kiedy zrobię coś od początku do końca sama, dam radę i widzę zadowalające mnie efekty, to rozpiera mnie duma, a satysfakcja tryska ze mnie jak fontanna. I takie sytuacje też musimy przeżywać. Jeżeli jesteśmy ambitni, to zrozumiałe, że pragniemy zrobić wiele rzeczy samodzielnie i to jak najlepiej. Moim zdaniem najważniejsze jest znalezienie dla siebie odpowiedniej drogi. Zatrzymaj się na chwilę, zastanów się, czy Twoje działania tak naprawdę nie niszczą Ciebie i Twojej rodziny.
Aleksandra Langiewicz
15 lutego 2015 @ 21:49
Jakbym czytała dokładnie o sobie. Nawet myślę, że jestem na tym samym etapie – jestem już świadoma tego, że takie podejście jest złe, staram się nad tym pracować. Częściowo mi to wychodzi. Mam tylko problem z tym jak odzwyczaić od tego faceta…
Jola Piasta
17 lutego 2015 @ 17:25
Chyba musi sam do tego dojść, a później możesz już mu pomagać i wspierać :)
Aleksandra Langiewicz
17 lutego 2015 @ 21:26
No to uzbrajam się w cierpliwość… :)
Zann
15 lutego 2015 @ 15:54
Jestem w kropce. Nie wiem do jakiej grupy należę, ale tez nie wydaje mi się, że jestem w tym cudownym środku. Czasem zadaję aż za duzo pytań, chcąc pomocy, a czasem zrobie wszytsko byle dac radę sama…
Jola Piasta
15 lutego 2015 @ 16:07
Nie przez przypadek napisałam o odszukaniu źródła naszego postępowania na samym początku. To jest podstawą do dalszych działań. Wiesz co, pomocne może pokazać się zastanowienie się, w jakich sytuacjach chcesz robić wszystko sama, a kiedy pozwalasz sobie na delegowanie zadań. Może się okazać, że istnieją określone dziedziny, zadania, sytuacje, w których czujesz potrzebę bycia przysłowiową Zosią Samosią i to tutaj potrzeba działać.
Zann
16 lutego 2015 @ 22:00
Odkryłam coś po tym tekście, bo zagłębiłam się bardziej, mianowicie, powinnam zmienić tę część w której Zosią Samosią nie jestem, bo w sprawach dla mnie najważniejszych, ja często zaczynam polegać na innych, a nie na sobie, i to złe bardzo jest…
Jola Piasta
17 lutego 2015 @ 17:26
Druga strona medalu – bardzo trafne spostrzeżenie! Dziękuję, że się tym podzieliłaś.
minimal Nat
13 lutego 2015 @ 21:32
To doskonały tekst dla mnie, zwłaszcza punkt pierwszy. Mam niesamowita trudność z delegowaniem zdań, zwłaszcza ze w moim teamie gdzie mam więcej zadań niż inni i mogłabym bez problemu, oddać cześć projektów, maili czi innych drobnostek. Mój szef mnie nieustannie do tego namawia. Do dziś nie zdawałam sobie sprawy dlaczego tak robię, ale po przeczytaniu tego postu widzę, że powód jest jeden: nie chce nikogo zawalać „swoją” pracą, normalnie…. teraz to sobie uświadomiłam. W rezultacie ja po dniu w biurze wychodzę zmęczona i wyczerpana nieustannym stresem a moi koledzy uśmiechnięci i ze świadomością skonczonych zadań. Muszę wcielić w życie twoje rady, najlepiej od dzisiaj bo widzę, że długo tak nie pociągnę.
Jola Piasta
15 lutego 2015 @ 14:46
Trzymam za Ciebie kciuki! :*
lifemaniaczka
13 lutego 2015 @ 20:34
Jak ze wszystkim – najważniejszy jest umiar i zdrowy rozsądek. Żadna skrajność nie jest dobra. Znalezienie źródła swojego postępowania, o którym piszesz jest podstawą, bo od tego wszystko zaczyna się i kończy bycie Zosią:))
Dorota Zalepa
13 lutego 2015 @ 13:53
Wcale te punkty nie są przerysowane, ja potrafię siedzieć godzinami nad CSS-em, by poprawić jakiś szczegół w szablonie, co mojemu mężowi zajmuje jakieś… 5 minut. Ale jak się uprę, by zrobić coś sama to nie ma mocnych. Dlatego bardzo ważne jest to o czym piszesz. Ja uczę się delegować zadania i przyznaję idzie mi coraz lepiej. Nie damy rady być perfekcyjni w każdej dziedzinie! :)
Jola Piasta
15 lutego 2015 @ 14:45
Co do Twojego ostatniego zdania – jeżeli sobie to uświadomimy, to już faktycznie połowa sukcesu :)