Jesienne poranki zdecydowanie różnią się od tych letnich. Są trochę dłuższe, bardziej leniwe i nie ma co ukrywać – trudne i zaspane. Jednak wraz z moją filozofią doceniania tego co mam i cieszenia się z pozornie małych rzeczy, postanowiłam celebrować je kiedy tylko mam okazję. W każdej sytuacji pragnę szukać pozytywnych stron albo przynajmniej nie panikować i nie popadać w czarną rozpacz. Dlatego umilam sobie jesień – piękną jesień, kilkoma porannymi zwyczajami.
Umówmy się, obraz ukazany poniżej nie przedstawia moich pracujących dni. Te rządzą się własnymi prawami. W ich przypadku nie doszłam jeszcze do zadowalającej mnie rutyny, ale właśnie nad nią pracuję i nie omieszkam się podzielić z Wami efektami tej pracy. Ale wracając do jesiennych poranków. Funduję sobie taki błogi stan przynajmniej cztery razy w miesiącu. Uważam, że należy mi się taki reset i przyznaję, że za bardzo kocham śniadania w łóżku, żeby z tego rezygnować. Jednak podczas ciepłych miesięcy, zawsze wolałam rozpocząć dzień z przytupem nawet wtedy, kiedy miałam wolne od pracy. Teraz to się zmieniło. I tę zmianę czuć w powietrzu, w świetle (a raczej w jego niedostatkach), w bardzo powolnym rozbudzaniu się całego świata do życia i we mnie.
Myślę, że gdyby można opisać te chwile hasłami prosto z wyszukiwarki Pinteresta, to brzmiałoby to mniej więcej tak:
cozy, lazy, morning, coffee, books, bed
Jak zatem umilam sobie te kilka dni w miesiącu? Co dobrego przygotowuję na śniadanie? Dlaczego wszystko kręci się wokół łóżka? I czy takie lenistwo w ogóle ma sens? Już spieszę z odpowiedziami!
Sen na jawie, czyli widoki z okna
Już na samym początku nie jestem spójna, ponieważ akurat ten punkt zawiera się w każdym moim poranku. Nie mogło go jednak zabraknąć podczas prawdziwego, leniwego rozpoczęcia dnia. Pozwalam sobie na dłuższy sen. Niestety zawsze muszę ustawiać budzik, bo mój organizm nie potrafi zrozumieć bardzo prostego i logicznego faktu, że powinien się budzić… kiedykolwiek. Jeśli więc nie nastawię alarmu, to mogę mieć pewność, że otworzę oczy o naprawdę nieprzyzwoitej porze, jeżeli oznaczałoby to nawet 16 godzin snu. Po przebudzeniu daję sobie jeszcze kilka minut na odpowiedzenie na zasadnicze dla mnie pytania: Gdzie ja jestem? Który to dzień tygodnia? Mam wolne, czy trzeba iść do pracy? Dlaczego ten cholerny budzik nie umrze!? Po przeanalizowaniu wszystkich odpowiedzi wstaję z łóżka i zawsze, ale to zawsze podchodzę najpierw do okna, odsłaniam rolety i witam dzień patrząc jak zahipnotyzowana na widoki z naszego okna. Nigdy mi się to nie znudzi.
Śniadanie i kawa/herbata
O jakość moich śniadań dbam regularnie od dłuższego czasu. Lata, kiedy nie przywiązywałam do tego większej wagi i pozwałam sobie dosyć często na taką głupotę, jak spożywanie pierwszego posiłku w okolicach godziny 13, minęły bezpowrotnie. Głównym powodem, przez który nie jadam codziennie takich wystawnych posiłków o poranku jest czas, a raczej jego brak. Na co dzień wybieram niezawodną owsiankę z miodem i sezonowymi owocami. W TE dni, śniadanie musi być duże, pyszne i urozmaicone. Kawa zaparzona w kawiarce lub przygotowana w ekspresie to mój kolejny niezbędnik. Bardzo lubię sam rytuał picia kawy i jej smak. Nie, nie jest to śniadanie dla dwojga. Tak, zjadam to wszystko sama…bez problemu.
Koce, skarpetki, kapcie – ogólnie pojęte ciepło
Jestem zmarzluchem numer jeden. Nieustannie mam zimne dłonie i stopy. Uwielbiam odczuwać miłe ciepło – nie lubię marznąć. Dlatego też w jesienno – zimowym sezonie wszelkiego rodzaju koce, narzuty, chusty, grube skarpety są mile widziane. Powiem więcej, bez nich zginęłabym marnie. Kiedy kilka dni temu weszłam do sklepu i zobaczyłam skarpetki „sówki”, to po dwóch sekundach rozważań doszłam do wniosku, że są mi bardzo potrzebne i że bez nich jesień nie ma prawa bytu. Pokrzepiona tą myślą prawie podbiegłam do kasy chcąc za nie zapłacić i wtedy Pani sprzedawczyni powiedziała coś w rodzaju Och jestem pewna, że dzieciaczkowi się spodoba, a to chłopczyk, czy dziewczynka? Na co ja bez zastanowienia, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy odpowiedziałam Dziewczynka! To znaczy ja. Będę dumnie nosić te skarpetki. To ile płacę? Nie od dziś wiadomo, iż jestem dużym dzieckiem. A dziecko trzeba przecież pielęgnować z wielką uwagą i czułością. No to pielęgnuję…
Słodkości
Nieczęsto jadam croissanty na śniadanie, bułeczki z nutellą, czy – o zgrozo – pączki. W sumie tych ostatnich nie jem prawie w ogóle. Jednak jeżeli podczas mojego spokojnego, leniwego i luźnego poranka mam ochotę na małe grzeszki ( i nie mówię tu o TYCH grzeszkach), to pozwalam sobie na to bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Nie popadam w paranoję. Nie wierzę w to, że cztery croissanty z nutellą na miesiąc przyspieszą moją śmierć lub chorobę. Zdrowe podejście do wszystkiego to dla mnie podstawa.
Książki
Myślę, że nie wymaga to większych wytłumaczeń. Książki to ogromna część mojego życia. W takich niespiesznych chwilach uwielbiam czytać jeszcze bardziej. Bardzo często po prostu się inspiruję. Tacham do łóżka wszystkie kulinarne pozycje i przeglądam je strona po stronie. Napawam oczy widokiem pięknych zdjęć. Naprawdę uwielbiam te chwile. Są takie wyciszające, takie spokojne i takie moje.
Internety, Internety…
Prawie w ogóle nie oglądam telewizji, natomiast sieć mnie wciąga. Przez te dłuższe chwile wytchnienia lubię bez żadnej presji czasu poczytać wpisy u ulubionych blogerów, przekopać się przez tysiące fantastycznych zdjęć na Pintereście, poszperać w poszukiwaniu inspirujących miejsc i ludzi. Zbyt często okazuje się, że kończę na Instagramie, ale to już swoją drogą. Jak to się mówi – wszystkie drogi prowadzą do Facebooka i Instagrama. Ach i oczywiście robię zdjęcia – mnóstwo zdjęć.
Pielęgnacja
Jeżeli mam na to ochotę i jest taka potrzeba, to zajmuję się sobą troszkę bardziej dogłębnie, aniżeli umycie zębów i związanie włosów. Ogarniam wtedy zazwyczaj bardzo szczegółowo paznokcie, ponieważ mam w końcu czas, żeby porządnie wyschły. Czy u Was też ubrania i pościel zostawiają na nich niezwykle gustowne wzorki? Czuję się wtedy jakbym wyszła od kosmetyczki, która nie ma bladego pojęcia co i w jaki sposób właśnie uczyniła. Poświęcam czas każdemu kawałeczkowi ciała – to jest przecież takie przyjemne!
Nie uważam, żeby tak spędzony czas, był czasem straconym. Na co dzień pędzę przed siebie i nieraz trudno jest się zatrzymać i zadbać o siebie, o własne potrzeby. Uczę się odpoczywać w przyjazny dla mnie sposób. Na pewno będę praktykować przez kolejne miesiące takie poranki. Już 3- 4 takie „sesje” w miesiącu potrafią mnie pozytywnie nastroić i naładować energią. Wbrew pozorom, kiedy pozwalam sobie na takie mało produktywne lenistwo, to po pewnym czasie odczuwam ogromną motywację, żeby się ruszyć i już coś zrobić. Jak widzicie – same plusy wynikają z takich działam. Polecam!
∗∗∗
A jak Wy spędzacie takie, niewymagające niczego, jesienne poranki? Podrzućcie swoje pomysły, zainspirujmy się wspólnie.
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Angelika Debowska
27 października 2015 @ 13:37
Tak wlasnie wygladaja moje niedziele. Leniwie, ze sniadaniem w lozku, z nadrabianiem zaleglosci na blogach, z ksiazka w reku. Wtedy mam tez czas zeby przygotowac cos dobrego, ugotowac cos na co w tygodniu nie mam czasu i po prostu zwolnic i cieszyc sie chwila.
Jola Piasta
3 listopada 2015 @ 20:21
Trzeba o tym pamiętać, to w rewelacyjny sposób wprowadza w Nasze życie harmonię :)
Natalia I Create Your Health
27 października 2015 @ 12:56
Ale piękny poranek :-) uwielbiam takie! Jak mogę sobie pozwolić na brak pośpiechu to smażę naleśniki, wyciskam świeży sok z cytusów, a po śniadaniu parzę kawę i sączę ją na kanapie, podziwiając widoki za oknem. Czyli podobnie do Ciebie ;-)
Jola Piasta
3 listopada 2015 @ 20:20
Brzmi fantastycznie! Chętnie widziałabym się w takiej scenerii <3
Ania Legenza
26 października 2015 @ 11:07
Narobiłaś mi ochoty na taki leniwy dzień. Muszę go sobie urządzić, ale straszny ze mnie pracuś i rano choć miło spędzam czas, to jest z myślą, by jak najszybciej zabrać się za listę zadań. A przecież powinnam nauczyć się odpoczywać :))
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:28
Ja też się tego uczę. Mądrze pracować i mądrze odpoczywać :-)
Asia Tarkowska
25 października 2015 @ 17:58
Takie poranki są najlepsze :) A skarpetki świetne, też mam na ich punkcie bzika, mam już chyba z 5 par tego typu, w tamtym roku kupiłam nawet takie w sówki i do tego pachnące! Tylko, że przez ten zapach jeszcze ani razu ich nie założyłam, bo boję się, że jak je wypiorę to już nie będą tak pachnieć :D
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:20
Żartujesz?! Istnieją takie, którr mogą aż tak pięknie pachnieć?
Używaj! Należy Ci się to, co najlepsze teraz – nie jutro, czy za miesiąc. Teraz ;-)
Powerpinkyx
25 października 2015 @ 14:37
Uwielbiam takie leniwe poranki. Jak zdarza mi się wolny dzień, to lubię ten poranek przeciągać do późniejszych godzin :)
Walczymy z chandrą! | By Dashka
25 października 2015 @ 12:11
[…] z Make Life Tasty w swoim poście o jesiennych porankach napisała: Wbrew pozorom, kiedy pozwalam sobie na takie mało produktywne lenistwo, to po pewnym czasie […]
Dessideria
25 października 2015 @ 06:29
Jeśli się udaje to staram się zjeść śniadanie w przyjemnej formie i przyjemnej atmosferze. Herbata to podstawa, każdego dnia inna :) Książki zazwyczaj popołudniu wiodą u mnie prym.
Obowiązkowo ciepły koc i ciepłe kapciochy, o o skarpetach mi się marzy takich ciepłych, takich fajnych :)
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:17
Takie skarpety to mój bzik! Uwielbiam je ;-)
Bogusia Probierz
25 października 2015 @ 00:44
Mam tak samo. No moze jak juz się przebudze i ruszę z tego łóżka to jeszcze poświęcam chwile na bieganie :) to tez mnie w pewien sposób relaksuje i skłania do refleksji.
Co do croissantów … Nie dajmy sie zwariować :) wszystko dla ludzi. Czasami można, a nawet wręcz trzeba.
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:16
Delikatną altywność fizyczną wprowadzam o poranku w pozostałe 27 dni :) Tylko przyznaję, że to wprowadzanie idzie mi dosyć marnie :-/
Kasiasss
24 października 2015 @ 19:36
Mam bardzo podobnie tylko to raczej wieczory lub weekendy. Nieodłącznym atrybutem jesienno-zimowym jest u mnie szary, puchaty szlafrok w pandy (czy jakieś tam inne miśki ;p), bo wiecznie mi zimno ;D
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:15
Piona zmarzlaku!
U mnie żaden inny dzień, poza weekendem, nie wchodzi w rachubę przy tak leniwym i spokojnym rozpoczęciu poranka :) Na co dzień funkcjonuję całkiem inaczej.
Ania Kania
24 października 2015 @ 12:45
W tym semestrze moje zajęcia praktycznie codziennie zaczynają się o 9 45, dlatego mogę pozwolić sobie na takie poranki. Oglądam filmy do 12 w nocy, wstaję 7-8 i biegnę do kuchni, szczęśliwa, że zaraz zjem coś pysznego. Również staram się czytać książki, ale zwykle mam na to jakieś 15- 20 minut. A ile Tobie czasu zajmuje ten poranny rytuał? I ile zostaje Ci czasu na czytanie? Może to ja się guzdrzę. ;p
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:13
Przede wszystkim takie poranki jak ukazany wyżej mam 3-4 razy w miesiącu. Wtedy czytam ile wejdzie i ile dusza zapragnie. W ogóle się nie ograniczam. Natomiast codzienna poranna rutyna jeszcze jest u mnie do dopracowania – cały czas szukam najbardziej odpowiedniego sposobu na to, jak spędzać poranki, które do leniwych nie powinny się zaliczać. Umówmy się, jakbym codziennie tak zaczynała dzień, to byłaby to zgroza :-D
Odpowiadając na Twoje pytanie – zajmuje mi to wszystko jeszcze zbyt dużo czasu :)
Sylwia Pawlak
24 października 2015 @ 12:10
Można się rozleniwić od samego patrzenia na te piękne zdjęcia :)
Iga Będkowska
24 października 2015 @ 11:45
Poranek idealny <3 marzę o posiadaniu takiego szerszego parapetu z przepięknym widokiem za oknem…
Jola Piasta
26 października 2015 @ 23:06
Dla mnie i tak jest za mały ten parapet. Mi się marzy taki mega szeroki, wiesz, jak na amerykańskich filmach :-D