Noc.
On śpi. Do mnie sen jeszcze nie przyszedł, mimo ogromnego zmęczenia. Powieki mam opuchnięte i ciężkie, ale sen uparcie odmawia mego towarzystwa. Może już ma dosyć mojego nagannego zachowania. Traktuję go po macoszemu, nie zwracam na niego uwagi, nie traktuję go poważnie, codziennie spóźniam się kilka godzin na umówione spotkanie. Kiedy więc ja chcę, żeby się zjawił, on odpłaca mi się tym samym i ma mnie głęboko w poważaniu. Leżę więc bez snu i bez celu. Leżę i męczę się przewracaniem z boku na bok. Myśli galopują po głowie mleko trzeba kupić, co ja zrobię jutro na obiad, sprawdzić rachunki, czy ja jestem szczęśliwa, jaki sens ma moje życie, rzucam bloga, nigdy nie spełnię swoich marzeń, muszę skrócić zasłony do sypialni, jestem głodna…
Ostatnia próba. Zamykam oczy, staram się myśleć o miłych rzeczach.
Nic. Niech to szlag! Głodna jestem.
Zrzucam powoli z siebie kołdrę, wsuwam stopy do kapci i zastygam w bezruchu, bo On się poruszył. Nie chcę Go zbudzić. Ależ bym go teraz zacałowała. Zacałowałabym Go na śmierć. Tak kocham. Nie chcę Go zbudzić. Patrzę chwilę jak Jego pierś miarowo, spokojnie i niebezpiecznie wolno się unosi. Och wtuliłabym się w nią i zachłysnęła się Jego sercem. Nie chcę Go zbudzić. Jego dłonie takie delikatne ściskają pościel. Może ma koszmar? Może przed czymś ucieka, ale nie daje rady, bo coś Go trzyma i spowalnia. Pobiegłabym mu na ratunek. Chcę Go obronić, chcę mu rozluźnić ten uścisk. Chcę chwycić Jego dłoń i nie puszczać przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Chcę sprawić, żeby się nie bał. Żeby nie uciekał. Ale nie teraz. Bo On teraz śpi. A ja nie chcę Go zbudzić.
Posyłam Mu więc szybkiego całusa, jakbym conajmniej schodziła z tego świata, a nie do kuchni.
Idę na dół najciszej jak potrafię. Zapalam lampkę, siadam na krześle, podciągam kolana pod brodę. Pocieram między palcami listki mięty, która stoi na spodku od filiżanki i ma brzydką, plastikową, czarną doniczkę. Muszę poszukać jutro czegoś ładniejszego. Mimo złego odzienia, mięta roznosi niebiański zapach po całej kuchni. Zerkam na blat i na orzechy w dużym słoju. Ależ nabrałam na nie ochoty. Podgryzam kilka włoskich, parę nerkowców i sporą garść laskowych. O tych ostatnich zapomniałam, a przecież są takie pyszne. Takie niebanalne. Oliwa czosnkowa się kończy, trzeba w wolnej chwili przygotować kolejną. Nalewam wody do szklanki i wypijam ją jednym haustem. Chyba to niezdrowe jest, tak na raz. Ale po orzechach zawsze tak bardzo jestem spragniona. Zginęłabym, gdybym tej wody nie wypiła właśnie w tej sekundzie. Zginęłabym, przysięgam.
Bez Niego bym zginęła. A może nie. A może jednak tak. To ja jednak już do Niego wrócę. Pójdę na górę. Do Niego. Pomogę Mu uciekać i chwycę razem z Nim tę pościel. Przytulę się do Jego serca, pooddycham Jego powietrzem, wezmę na siebie Jego zmartwienia. Zrobię to wszystko bardzo delikatnie. Bo On śpi.
A ja nie chcę Go zbudzić.
Rano przygotuję Mu placuszki owsiane z orzechami i miodowym jogurtem. Pewnie zmęczył się tym uciekaniem.
[fb_button]
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”350px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#be9656″ ]Placuszki owsiane z orzechami i miodowym jogurtem[/dropshadowbox]
Składniki:
- 2 szklanki mąki owsianej lub płatków owsianych górskich (nie błyskawicznych!)
- 1 szkalnka maślanki
- 2 jajka
- 2 łyżki wiórków kokosowych
- 1 łyżka otrębów owsianych
- 1 łyżka miodu
- 2 łyżki oleju rzepakowego lub stopionego masła
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
Dodatki:
- jogurt naturalny
- miód
- dowolne orzechy
Sposób przygotowania:
Mąkę, wiórki kokosowe, otręby, proszek do pieczenia i sodę wymieszać w misce. W drugim naczyniu roztrzepać jajka i wymieszać z maślanką, olejem i miodem. Suche składniki połączyć z mokrymi.
Smażyć placuszki na średnio rozgrzanej patelni przez ok. minutę, może dwie, następnie odwrócić na drugą stronę i smażyć jeszcze minutę.
Placuszki podawać z jogurtem wymieszanym z miodem i orzechami.
→ W wypadku owsianych placuszków charakterystyczne bąbelki na powierzchni są mało widoczne, uważajcie zatem, żeby nie spóźnić się z przewróceniem i żeby ich nie przypalić.
→ Ciasto z mąką owsianą bardzo szybko gęstnieje (mąka wchłania płyny), smażcie więc placuszki od razu po przygotowaniu ciasta. Mi ono dosyć mocno zgęstniało pod koniec pieczenia, dolałam więc odrobinę maślanki, wymieszałam i wszystko było w porządku.
*Mąkę owsianą można zrobić w domu w kilka sekund miksując w blenderze płatki owsiane.
Smacznego!
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Aleksandra | blog.stabrawa
15 marca 2017 @ 09:35
A tam placuszki… tak pięknie opisałaś jego sen że sama się rozmarzyłam…. <3
Jola Piasta
15 marca 2017 @ 12:41
Jak dobrze czytać takie komentarze <3
nicponwkuchni
14 marca 2017 @ 23:27
Zdjęcia przepiękne a i tekst czyta się z przyjemnością! super!
Jola Piasta
15 marca 2017 @ 12:41
Bardzo Ci dziękuję :)
themomentsbyela.pl
9 marca 2017 @ 09:50
Świetny pomysł na śniadanie. Placuszki wyglądają rewelacyjnie, dodatkowo są dużo zdrowsze niż racuszki. Piękne zdjęcia, a kompozycja z orzechami laskowymi jest kapitalna. Szkoda, że nie mogę poczuć zapachu świeżych placuszków.
http://www.themomentsbyela.pl
Jola Piasta
15 marca 2017 @ 12:41
Przygotuj je kiedyś na śniadanie, to i zapach po domu się rozniesie ;)
Serdeczne dzięki za te miłe słowa :)
Martyna Bra Bar
8 marca 2017 @ 12:43
odpłynęłam:) buziaki!
Jola Piasta
8 marca 2017 @ 13:06
:*