2 lata.
2 lata wzlotów i upadków. Ocierania łez szczęścia, a częściej łez bezsilności. 2 lata naciskania na spust migawki, zgrywania zdjęć, wybierania, kompletowania, przerabiania, dodawania. 2 lata patrzenia się w monitor. 2 lata biegania z aparatem na szyi, jak nawiedzona. Fotografowania kawy, śniadań, obiadów, kolacji, własnych nóg, ogrodu. 2 lata walki z własną niecierpliwością. 2 lata skrobania nieśmiało tekstów – mniej lub bardziej udanych. 2 lata regularnego gotowania i mniej regularnego publikowania wpisów. 2 lata pędzących myśli, co ulepszyć, co zmienić, co zostawić, a czego się pozbyć. Poszukiwania pomysłu na to miejsce. Rozpoczynania czegoś nowego, żeby za chwilę porzucić to w cholerę. 2 lata wymyślania nowych przepisów. 2 lata kontaktu z Wami – czytelnikami. 2 lata odpisywania na komentarze. Uzewnętrzniania się często przed Wami.
2 lata pracy, aby to miejsce się rozwijało. 2 lata często nieprzespanych nocy i nadziei, że się spodoba. Że to, co Wam proponuję przyjmiecie z uśmiechem i z zainteresowaniem. Ale to również 2 lata dawania z siebie tylko 50 %. 2 lata czekania. Na cud. Że czytelnicy wezmą się z księżyca. Że coś ruszy, że będzie tak, jak sobie wymarzyłam. Że samo przyjdzie i samo się zrobi. A samo się, to nigdy przecież – powinnam to wiedzieć.
Nie znajdziecie tu szumnych zapowiedzi wielkich zmian. Wy je zobaczycie.
Może zatem przestanę czekać? Może zamienię samo się, na pracę? Jeszcze większą, jeszcze mądrzejszą i bardziej wytężoną. Może w końcu wykorzystam te pokłady kreatywności, które we mnie drzemią, a które już chyba zapadły w sen zimowy? Może w końcu dopuszczę do głosu uciszane przeze mnie ambicje i nieśmiałe marzenia? Może w końcu uwierzę, że mogę i powinnam uderzyć z całych sił. Żebym nigdy nie żałowała, że czegoś nie zrobiłam. Że zabrakło mi śmiałości i odwagi. Że nie podjęłam ryzyka. Zachowawczo, to można podchodzić do lwa na pustyni. A ja może w końcu pokażę swoją prawdziwą naturę. Waleczną. Dziarską. Odważną. Spontaniczną.
Może.
[fb_button]
[dropshadowbox align=”center” effect=”lifted-both” width=”230px” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#be9656″ ]Chałka z nadzieniem jabłkowym[/dropshadowbox]
Składniki:
Ciasto:
- 500 g mąki
- 40 g cukru pudru
- 30 g drożdży
- 2 jajka
- 100 ml mleka
- 1 łyżka cukru
- 2 łyżki oleju
- 30 ml stopionego masła
- szczypta soli
Nadzienie:
- 8 jabłek
- 2 łyżki masła
- 2 łyżki syropu klonowego
- 2 łyżeczki cynamonu
Dodatkowo:
- sezam
- 1 jajko do posmarowania chałki przed włożeniem jej do piekarnika
Sposób przygotowania:
Ciasto:
Robimy rozczyn z ciepłego (ale nie gorącego!) mleka, drożdży, oleju, łyżki cukru i łyżki mąki. Mieszamy, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 10-15 minut, aż mieszanka zacznie pracować, a drożdże się rozpuszczą. Do miski przesiewamy resztę mąki, wsypujemy cukier puder, sól i gotowy rozczyn z drożdży. Mieszamy drewnianą łyżką i dodajemy po kolei jajka. Następnie stopniowo dodajmy stopione masło i wyrabiamy. Na początku ciasto po dodaniu masła stanie się bardzo lepkie, jednak wraz z upływającym czasem powinno to minąć, a wyrabiając je 10-15 minut możemy mieć pewność, że bez problemu będzie odchodzić od dłoni. Może być trochę „luźne”, jeżeli takie będzie to nie mamy się czym przejmować – tak powinno być. W razie potrzeby (ale tylko w ostateczności) dosypać odrobinę mąki. Wkładamy ciasto do większej miski, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na 1,5 godziny w ciepłe miejsce bez przeciągów. Ja przygotowuję ciasto w robocie, ale na koniec zawsze wyrabiam je jeszcze kilka minut dłońmi.
Jabłka obrać, pozbyć się gniazd nasiennych i pokroić na mniejsze kawałki. Na patelni rozgrzać masło i wsypać owoce – podsmażać ok. 2 minuty na dużym ogniu. Po tym czasie dodać syrop klonowy i cynamon. Wszystko dokładnie wymieszać, zmniejszyć ogień na średni i dusić pod przykryciem ok. 15 minut. Kiedy jabłka będą naprawdę miękkie, zdjąć przykrywkę i podsmażać je jeszcze 1-2 minuty, żeby całość była zwarta, bez żadnego płynu.
Po wyrośnięciu dzielimy ciasto na 3 równe części i formujemy z nich wałki. Każdą część wałkujemy w taki sposób, żeby bez problemu nałożyć do niego farsz z jabłek i zawinąć jak roladę. Kiedy 3 wypełnione jabłkami wałki są już gotowe, zawijamy chałkę w najzwyklejszy warkocz. Proponuję robić to już na blasze, na której będzie piec się to maleństwo – trudno jest później przenieść tego kolosa bez żadnego uszczerbku. Uformowaną chałkę posmarować roztrzepanym jajkiem i posypać sezamem.
Piec 35 – 40 minut w 180 stopniach C.
Smacznego!
∗∗∗
Jeżeli tu jesteś – czytasz, oglądasz, komentujesz. Dziękuję Ci dzisiaj za to. Za Twoje wsparcie i okazane mi zaufanie. Postaram się go nie zawieść.
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Blue Kangaroo - BLOG STUDENCKI
8 października 2016 @ 15:34
Dajesz czadu!
Ola Dob.
5 października 2016 @ 11:31
Pyszności! ♥ U mnie ostatnio chałka w wersji sauté. :)
Uwielbiam wszelkie wypieki z ciasta drożdżowego, to moje lekarstwo na wszystkie smutki tego świata. :)