Podejrzewałabym siebie o wiele dziwnych rzeczy. Jestem w stanie zaskoczyć w wielu aspektach, nawet samą siebie. Ale kiedy ktoś powiedziałby mi, że luty będzie przełomowym miesiącem dla mnie w kwestii sportu, to przyznam szczerze, że wyśmiałabym go w twarz i przerzuciła swój zgrabny tyłek na drugi koniec kanapy. Tak właśnie ostatnio wyglądał mój odpoczynek.
Niestety tak było i przyznaję się do tego, bo udawać nie lubię. Leżałam, siedziałam. Komputer, telefon, praca, niedosypianie, przeglądanie społecznościówek do snu i zaraz po przebudzeniu, szybkie śniadania, brak odpowiedniej ilości wody (moja bolączka!), przetrzymywanie organizmu w porze obiadowej (och, znowu nie zdążyłam przygotować sobie obiadu do pracy, no cóż, wypiję zatem kawę). Oczywiście nie wszystkie dni tak wyglądały. Starałam się przygotowywać zdrowe posiłki, regularnie wychodziłam na spacer. Jednak to, jak się okazało, było zbyt mało. W końcu sama stwierdziłam, że moje ciągłe złe samopoczucie raczej nie bierze się ze złej pogody, jak to sobie próbowałam wcześniej wmówić. Otóż moi drodzy, czułam się nader często jak staruszka. Coś bolało, czegoś się nie chciało, coś strzykało, zmęczenie i marudzenie zawładnęły moimi dniami. Monotonia wykorzystała moment i zaatakowała niespodziewanie – skubana chciała całkowicie zawładnąć moim życiem. Jednak jestem tylko istotą ludzką i bardzo długo bagatelizowałam ten stan tłumacząc sobie, że to przesilenie – jesienne, powiązane z zimowym, zahaczające o wiosenne. Dobra wymówka nie jest zła!
Zdrowa, młoda kobieta. Silna, zmotywowana, energiczna, pałająca miłością do życia, korzystająca z szans, które napotyka w swoim życiu, stwarzająca możliwości do osiągnięcia sukcesu, szczęśliwa.
Nie, to nie byłam ja.
Ale! Obudziłam się i voila! Grubo od ponad miesiąca regularnie ćwiczę, kompletnie zmieniłam moje podejście do snu (o czym wspominałam już na Instagramie), zaprzyjaźniłam się z wodą, moje śniadania w domu i obiady w pracy mogą służyć za przykład. I zanosi się, że to jednak nie jest słomiany zapał, jak bywało do tej pory. Ale o tym jeszcze napiszę.
A teraz z przyjemnością zapraszam Was na luty ukazany moimi oczami.
∗∗∗
Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach, czy chcecie poczytać o moich początkach w kwestii sportu, spania i innych istotnych dla zdrowia aspektach. Podzielcie się również swoim doświadczeniem – jestem szalenie ciekawa Waszego podejścia do sprawy.
∗∗∗
Jeżeli ten wpis Ci się spodobał, bądź aktywnym czytelnikiem i wyślij go w świat za pomocą przycisków, które widnieją poniżej. Z góry dziękuję!
Dorota Zalepa
8 kwietnia 2016 @ 14:45
Prześliczne zdjęcia, mega talent! Aż ślinka cieknie jak się patrzy na Twoje posiłki. Ściskam! :)
Jola Piasta
10 kwietnia 2016 @ 21:57
Dorota pięknie Ci dziękuję za tak przemiłe słowa :*
Natalia I Create Your Health
21 marca 2016 @ 16:21
Jak zwykle piękne zdjęcia! U mnie niestety chęć uwiecznienie zdrowego i ładnego śniadania przegrywa najczęściej z głodem i presją czasu :-P
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:26
Dziękuję!
Ja też z tym walczę, dlatego zdjęcia śniadań pochodzą najczęściej z weekendu :D
Magdalena
18 marca 2016 @ 09:43
Oj chyba popełniłam wielki błąd oglądając Twoje przepiękne i apetyczne zdjęcia jeszcze przed śniadaniem :p Miłego i słonecznego weekendu :)
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:24
Kochana, w takim razie samych apetycznych śniadań życzę ;)
Ania
16 marca 2016 @ 18:45
Ile kawy – aż chce się włączyć ekspres! ^^
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:24
Włączaj i pijemy razem :*
Asia Tarkowska
16 marca 2016 @ 09:10
Ja też zmieniam swoj tryb ze śpiocha, na porannego ptaszka i przyznam, że czuję się o niebo lepiej, dzień jest dłuższy, mam więcej energii :) Co do sportu – gratuluję! Co konkretnie ćwiczysz? :)
Zdjęcia piękne <3
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:23
Wszystko opiszę niebawem na blogu – zdjęcia już się tworzą :D
To sama prawda z tym rannym ptaszkiem – nie podejrzewałabym siebie o coś takiego, a jednak – życie lubi płatać figle :D
Weronika
15 marca 2016 @ 21:34
Uwielbiam Twoje podsumowania miesiąca na ich widok zawsze na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech :) A zdjęcia jak zwykle wprost urocze! Gratuluję wytrwałości we własnych postanowieniach, oby tak dalej ;)
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:23
Wielkie dzięki za tak wspierające słowa <3
basia
15 marca 2016 @ 08:33
„Happy detoks” – co myslisz o tej ksiazce?
Bardzo chetnie poczytalabym o Twoich poczatkach jesli chodzi o sport :) ja zawsze mam slomiany zapal… a jak juz sie zbomilizuje i pojde na silownie to sie okazuje ze zapomnialam spodenek – tak, jestem mistrzem :)
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:22
Widzę, że jesteś taka roztrzepana, jak ja :D Ja też mam słomiany zapał – to moja odwieczna bolączka. Ale na razie jest naprawdę dobrze i chyba zadziwiam samą siebie. Opiszę to wszystko na blogu ;)
Książka wiele mi uświadomiła, myślę, że nawet skłonię się w stronę jogi. A detoks przeprowadzę przy odrobinie wolnego czasu, bo zanosi się na to, że cała rodzina w to wejdzie. 4 osoby na detoksie w jednym domu – będzie się działo! :D Bardzo chętnie opiszę wtedy swoje wrażenia i spostrzeżenia.
Edyta Zając
14 marca 2016 @ 22:09
Jak zwykle przepiękne zdjęcia :) Podoba mi się taka determinacja! U mnie luty podobnie – w pewnym momencie stwierdziłam, że ok, będziemy wstawać wcześniej. Zmiana z dnia na dzień – dłużej śpimy, wstajemy o 6:00, bezstresowo popijamy romantyczną kawkę zanim dzieci się obudzą. Bajka. Jednak coś te zimowo-wiosenne miesiące mają w sobie :)
Jola Piasta
24 marca 2016 @ 10:11
Jednak to wstawanie rano ma w sobie jakąś magię, ale musiało minąć 25 lat, zanim się o tym przekonałam :D
Edyta Zając
24 marca 2016 @ 10:44
U mnie prawie 30 więc nie można tracić nadziei ;)